9 lutego 2015

Rozdział IV

Jenny z wrażenia otworzyła szeroko usta. Przed nią wznosił się niezwykły, nie tylko pod względem wyglądu, ale i wielkości, biały budynek. Zaprojektowany był w stylu klasycystycznym, a patrząc na niego, Jenny doznała dziwnego uczucia spokoju, bezpieczeństwa, coś w tym miejscu przyciągało ją, wzywało do siebie. Widziała niezliczoną ilość okien na niezliczonej liczbie pięter. Miała wrażenie, że jest obserwowana przez każdą parę oczu wyglądającej zza okien, choć nie dostrzegła żadnych potajemnych ruchów, a wątpiła, by ktoś o tej porze jeszcze siedział z nosem przy szybie, śledząc wszystko, co się dzieje na zewnątrz.
Wejście poprzedzał portyk z wysokimi, wąskimi kolumnami o prostej budowie. Obok, w centralnym miejscu, rozciągały się schody, zakończone z obu stron niskimi, grubymi kolumnami podtrzymującymi kule; które wręcz zapraszały do skorzystania z ich stopni. Ku nim prowadziła dość szeroka kamienna ścieżka – trzy osoby naraz mogłyby spokojnie ją przemierzyć ramię w ramię.
Cała posesja w porze nocnej robiła naprawdę duże wrażenie. Czubek wieży (była tylko jedna) przysłaniał delikatnie księżyc, dając artystyczny efekt tajemniczości i Jenny od razu pomyślała o bajkach, które opowiadała jej babcia. Wtedy jako małe dziecko wraz ze swoim starszym bratem z uwagą słuchali o pewnym czarowniku, a jednocześnie władcy Wymyślonej Krainy. Był bardzo dobrym magikiem, ale przyszedł czas, gdy musiał zmierzyć się ze złą wiedźmą, próbującą przejąć panowanie nad Wymyśloną Krainą. Doszło to tego, że zakochał się w niej i wybierał pomiędzy miłością a ocaleniem jego królestwa. Jednak Jen nie pamiętała, jaki był koniec.
Przypomniawszy sobie o starszym bracie, ścisnął jej się żołądek. Łzy żalu stanęły jej w oczach, dlatego odwróciła twarz, żeby pan Greyman ich nie zauważył. Obiecywała sobie wiele razy, że zapomni o okrutnej przeszłości, w tym także o nim. I miała zamiar dotrzymać słowa.
Daniel podszedł do potężnej bramy w kształcie łuku i otworzył ją przy pomocy wyjętego z kieszeni spodni klucza. Dopiero kiedy furtka zaskrzypiała, dziewczyna zdała sobie sprawę z ciemności, która rozciągała się wokoło. Cały czar zaintrygowania i zauroczenia widokiem budynku prysł. Teraz przypominał on stare, opuszczone miejsce, gdzie mieszkają duchy, szczury i nietoperze. Jennifer ogarnął strach i niepewność. Mocniej ścisnęła ręce na szyi chłopaka.
– Posłuchaj... – Niemal podskoczyła, słysząc jego głos, mimo że szeptał. – Oni jeszcze nie wiedzą o tobie. Dlatego kiedy wejdziemy do środka... bądź cicho. Proszę.
To ostatnie słowo dodał po chwili wahania. Ale i tak w jakiś sposób przyniosło dziewczynie satysfakcję.
– To o tym rozmawiałeś z panią Florence?
Od razu pożałowała pytania. Zrozumiała, że stanęła na niewłaściwym gruncie i wyjawiła coś, o czym nie powinna wiedzieć. Młodzieniec nagle zesztywniał, czuła, jak jego mięśnie się napinają. Zanim odpowiedział, odczekał kilka niepewnych sekund, co jeszcze bardziej ją zmartwiło.
– Kiedy?
Przełknęła z trudem ślinę.
– Dzisiaj, zanim mnie zabrałeś tutaj. – Przygryzła wargę. – Kiedy leżałam jeszcze na łóżku w laboratorium.
– Czy nie powinnaś wtedy spać? – Uniósł brwi i się zatrzymał. – Podsłuchiwałaś.
– Nieprawda! – zaprotestowała. W sumie, to nie mijało się z prawdą. Po prostu obudziła się w najwyraźniej niewłaściwym momencie.
– Co usłyszałaś z tej rozmowy?
Ujmując sprawę w ten sposób, trudno jej było powiedzieć, co tak istotnego wyniosła z tej dyskusji. Pytając się o nią Daniela, nie miała na myśli nic złego. Chodziło jej o fakt, że chłopak sprzeczał się z Florence, która uważała, iż powinien przedtem kogoś powiadomić. Najwidoczniej to, o czym wcześniej rozmawiali było bardzo ważne i nie przeznaczone dla jej uszu.
Zastanawiała się, co odpowiedzieć. Biorąc pod uwagę możliwe reakcje pana Greymana, nic nie zdołała sensownego wymyślić. Zrezygnowana odparła:
– W sumie to chyba musiało mi się przyśnić. Po tych lekach Florence nie mogłam rozróżnić snu od rzeczywistości.
Przyjrzał jej się. Nie miała pojęcia, o czym myśli, jego twarz pozostawała bez wyrazu. W końcu ruszył dalej, a Jenny odetchnęła z ulgą.
Zanim otworzył drzwi budynku, zwrócił się do Jen:
– Co do dyskrecji...
– Obiecuję.


Znaleźli się w ogromnym korytarzu, który mógłby wyglądać niesamowicie za dnia. Natomiast o tej porze, ciemności raczej nadawały mu upiorny wygląd. Przynajmniej dla Jennifer. Nie żeby miała jakaś fobię. Po prostu bała się nieznanego, tego, że nie można przewidzieć, czego się spodziewać.
Sala zawierała dużo innych korytarzy, zapewne każdy prowadził gdzie indziej. Ich centrum zajmowały eleganckie schody na samym końcu. Właśnie w tę stronę skierował się chłopak. Po drodze dziewczyna przyglądała się różnym obrazom zawieszonym na ścianie, jednak na próżno. Trudno jej było dostrzec w mroku ich tematykę, toteż żadnego z nich nie rozpoznała.
Kiedy Daniel pokonywał kolejne stopnie z taką łatwością, jakby w ogóle nie odczuwał obciążenia, Jenny znów powróciła do rozmyślań o jego dziwnej, nadnaturalnej sile. Po prostu nie mogła się powstrzymać. Inny mężczyzna chociażby zaczął się pocić, niosąc kogoś tyle czasu (nie żeby dużo ważyła) i w dodatku wchodzić z nim po schodach. A pan Greyman... Cóż, taka sprawność fizyczna powinna imponować dziewczynie. Ale tak nie było. W zamian niepokoiła ją.
Odczuła ulgę, kiedy u szczytu schodów młodzieniec westchnął.
– Dziewczyno, ile ty ważysz! – Rozejrzał się, po czym skręcił w lewo. – Nic dziwnego, że nie masz chłopaka.
– Skąd ty niby...
Uśmiechnął się złośliwie, a jednocześnie tajemniczo, lecz nic nie odpowiedział. Po prostu skupił się na drodze, która zdawała się być labiryntem bez celu. Mijali różne drzwi, wyglądające wprost identycznie. Ale najwyraźniej pan Greyman wiedział, czego szukał. I nie pierwszy raz tu przebywał. Jenny już zaczęło kręcić się w głowie od tego ciągłego, rutynowego skręcania, miała ochotę wyrwać się chłopakowi i uciec, nieważne jak, nieważne gdzie, byleby dalej od tego dziwnego miejsca, lecz wiedziała, że to niemożliwe w zaistniałych okolicznościach. Musiała uwierzyć tym ludziom, że mają dobre intencje, a przynajmniej dopóki nie wydobrzeje.
Ostrożnie uchylił drzwiczki. Były otwarte. Wszedł do środka i niemal od razu ułożył Jenny na niskim, posłanym łóżku. Zdziwiło to ją. Przecież nikt nie oczekiwał jej przyjazdu, a wygląd pokoju sugerował coś zupełnie odwrotnego. Panował tu zupełny porządek, nawet pomyślano o takim zaopatrzeniu, jak książki poukładane alfabetycznie na półce.
Nim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, powrócił do niej Daniel, który już zamknął za nimi wejście. Skrzyżował ręce na piersi.
– Co to za miejsce? – zapytała, ubolewając nad swoim ochrypłym głosem. Uboczne działanie ostatecznego leku Florence.
–  To pokój – odrzekł całkiem logicznie, unosząc przy tym kąciki ust. A napotykając karcące spojrzenie dziewczyny, wyjaśnił: – To jest właśnie Dom Najwyższej. Tymczasowo ten oto pokój będzie należał do ciebie. Na razie tyle powinnaś wiedzieć.
I nic więcej nie dopowiedział. Stał tylko w milczeniu, wbijając w nią wzrok bez żadnego wyrazu. W jej głowie pojawiło się nagle pytanie, czy może w jakiś sposób podoba się chłopakowi? Szybko odrzuciła je od siebie. To nie czas ani miejsce. Może później do tego wróci.
Tymczasem zdecydowała się przerwać ciszę.
– Będziesz tu przez całą noc?
Spróbowała ułożyć głowę w wygodniejszej pozycji, lecz napotkała opór. Zrezygnowała szybko i popatrzyła w górę.
– A co, mała, już coś zaplanowałaś? – Daniel uśmiechnął się do niej figlarnie. Od razu poczuła, jak się rumieni. – Tak, zostanę. Muszę cię pilnować i wybijać z głowy wszystkie głupie pomysły, jakie ci przyjdą na myśl.
Zmierzył ją tym samym spojrzeniem, co wcześniej. Jenny zaczęło to denerwować, za nic nie mogła odgadnąć jego myśli. Wreszcie się odwrócił i usiadł na oknie, wzrok utkwił w miejscu, gdzieś za szybą. Naprawdę dziwny z niego chłopak, pomyślała.


Wciąż powracał do niej widok Georginy, która przekazała jej, jako małej dziewczynce, straszną wiadomość. Przytuliła ją i mówiła kojącym tonem słowa pocieszenia, jakie jeszcze wtedy Jen nie do końca rozumiała. Teraz było inaczej, i za to bardziej cierpiała. Za to, że już wiedziała.
Toczyła walkę ze swoimi myślami, próbując odgonić bolesne wspomnienia, zresztą ile było takich wieczorów, gdy przed snem gnębiły ją obrazy z przeszłości. Musiała się z tym uporać co dzień, lecz za każdym razem z tym samym, wielkim trudem.
Nie pamiętała nawet, kiedy w końcu zasnęła.


Miała nadzieję, że to sen. Wszystko zaraz się wyjaśni, skończy, kiedy babcia ją obudzi, a wtedy opowie o swoich dziwnych marzeniach i razem się z tego pośmieją. Później Georgina spróbuje wyjaśnić ich znaczenie i pouczyć Jenny, jak to miała w zwyczaju. Naprawdę w to wierzyła...
...póki nie otworzyła oczu.
Znajdowała się w tym samym pokoju, do którego chłopak zaprowadził ją wczoraj w nocy. Doznała ogromnego rozczarowania. Rozejrzała się po pomieszczeniu, podnosząc się powoli z łóżka.
Daniel spał na oknie, opierając głowę o szybę. Wyglądał wtedy jak anioł, który zgubił gdzieś swoją świętość, a zaczął grzeszyć swoją urodą i kusić grzeczne dziewczęta. Tyle było w nim sprzeczności, że Jenny nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Zastanowiła się, co albo kto za to odpowiadał i tak go w sobie rozróżnił.
Uświadomiła sobie, o czym właściwie zaczęła myśleć i poczuła się winna. Babcia Georgina nie pochwaliłaby tego. Uważała, że mężczyźni to zbyt słabi osobnicy, niewarci naszej uwagi, a kobieta, która im ulega, okazuje się zbyt zależną i podatną, co nie było komplementem. Sama żałowała swojego momentu słabości, kiedy miała urodzić tatę Jenny. Wtedy to jej partner po prostu uciekł. Zostawił ją samą. Z dzieckiem. Kobieta wmawiała Jen, że w życiu nie można tracić czasu na coś, co nie istnieje, zwłaszcza na miłość. To tylko wymysł natchnionych poetów, pragnących opisać w swoich wierszach coś nowego; filozofów, zmierzających do odnalezienia czegoś, czego nie potrafiliby wyjaśnić; naukowców, łaknących nowych doświadczeń; duchownych, poszukających nowych kierunków wiary; zdesperowanych ludzi, którzy chcą nazywać najzwyklejsze zauroczenie miłością. Jednak żaden z nich tak naprawdę nie doświadczył niczego innego, poza pragnieniem, sielanką i przywiązaniem.
Babka wolałaby, żeby wnuczka poświęciła się podróżom po świecie oraz zdobywaniu wykształcenia. I Jen o tym wiedziała. Nie zamierzała popełniać tego samego błędu, co starsza pani. Dlatego postanowiła pójść za jej radami.
Nagle usłyszała cichy pomruk. Młodzieniec przeciągnął się leniwie, po czym spojrzał na Jennifer czujnym wzrokiem. Znów dostrzegła w nim nowe przeciwieństwo – w jednej chwili obojętny, a w kolejnej gotowy do działania. Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– To w taki sposób pilnujecie obcych przed zrobieniem czegoś głupiego? – Uniosła brwi, a jej ton zabrzmiał dość sarkastycznie.
– Nie, jeśli nie są sparaliżowani i niezdolni do żadnego ruchu, który mógłby ich trochę zaboleć. Nie mówiąc już o ucieczce stąd. – Uśmiechnął się cynicznie. – A skoro o tym mowa... Lepiej się czujesz?
W odpowiedzi usiadła na brzegu łóżka. Pokiwał powoli głową, po czym podszedł do niej.
– O północy zgłosiłem twoje przybycie, więc wstawaj. Idziemy.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Chwilę zawahała się, ale podała mu swoją. Przez moment myślała, że chłopak będzie ją tak prowadził, podczas gdy on tylko pociągnął ją jako pierwszą do wyjścia.
Korytarz wciąż pozostawał pusty. Nikogo po drodze nie spotkali, co zdziwiło Jen. Miała cichą nadzieję, że jednak ktoś się pojawi, poza tym, wydawało się to dziwne, skoro znajdowało się tutaj tyle pokoi. Rozglądała się, podziwiając pojedyncze obrazy zawieszone w odstępach między kolejnymi drzwiami. Na jednym z nich widniał wizerunek mocno skupionego słońca o falistych promieniach. Oczy miało zamknięte, podobnie jak zaciśnięte usta. Jenny, szczerze mówiąc, nie wiedziała, co miałoby ono oznaczać.
Kilka minut później zatrzymali się przed starymi, podwójnymi drzwiami. Daniel kiwnął na nią głową. Zastukał i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. A Jen za nim.
Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu o kremowym odcieniu ścian. Na wprost nich znajdował się niesamowity widok rozciągający się za dużymi oknami. Ich fragment przysłaniała luźno zawieszona delikatna, wręcz prześwitująca zasłona. Mniej więcej na środku pokoju stało dębowe biurko, usłane papierami, teczkami i długopisami, a przy nim siedziała kobieta zajęta pisaniem. Kiedy weszli, podniosła na nich wzrok znad dokumentów. Popatrzyła to na Daniela, to na Jennifer. Zdjęła powoli okulary i oparła łokcie o stół, nachylając się.
– Siadajcie – ruchem głowy wskazała dwa krzesła obok jej biura.
Jenny ukradkiem rzuciła okiem na chłopaka. Ten posłusznie odsunął sobie siedzenie i zajął na nim miejsce. Poszła w jego ślady.
– Nazywasz się Jennifer Morris, zgadza się?
Dopiero z bliska dziewczyna dostrzegła intensywność niebieskich oczu, niemalże wpadających w granatowy kolor. Otaczały je długie, zgrabne rzęsy, których szybko pozazdrościła, zresztą jak i całej urody damy. Uśmiechały się do niej zgrabne, wąskie usta. Długie, gęste, czarne włosy odsłaniały jej czoło, a opadały lekko na szczupłą twarz w miejscu wyraziście zarysowanych kości policzkowych. Jenny uznała, że nieznajoma może mieć najwyżej trzydzieści pięć lat, co nie odbierało atrakcyjności jej wyglądu. Była bowiem naprawdę ładna.
– Tak, zgadza się – odparła niepewnym głosem, na co tamta pokiwała głową.
– No więc, sytuacja miewa się dość, hm... dziwnie – powiedziała to w taki sposób, jakby sama nie wiedziała, czy to dość dobre określenie. – Aczkolwiek byłoby łatwiej, gdybyś mi powiedział o tym wcześniej, Danielu. – Zmierzyła go znaczącym wzrokiem. – Wiesz, że podając jej środek uzdrawiający naraziłeś ją na śmierć jako krótkożywotnego? Dobrze znasz stosowną karę za zabicie jednego z nich. Co ci przyszło do głowy, by się tak narazić?
Pan Greyman wzruszył tylko ramionami. Nie odezwał się ani słowem, głowę miał spuszczoną w buntowniczym geście. Dało się słyszeć głośne westchnięcie kobiety.
– Przyznaję, nie mam pojęcia, dlaczego środek w jej przypadku nie... zabił jej. – Spojrzała na Jenny w badawczy sposób. – Nie wiem też, dlaczego nie wykazuje żadnych cech, które by dowodziły o tym, że należy do nas.
– Florence mówiła... – zaczął Daniel, lecz tamta uciszyła go, unosząc dłoń.
Wstała gwałtownie, podchodząc do dużego okna, wyjrzała zza nie. W tym momencie wydawała się odległa i niespokojna... Jakby rzeczywiście ta sytuacja wyprowadziła ją z równowagi.
Jenny dostrzegła jej dystyngowany strój składający się z czarnej, dopasowanej sukienki, która odsłaniała jej długie, szczupłe nogi; oraz tego samego koloru butów na wysokim obcasie. Wyglądała tak bardzo atrakcyjnie, a zarazem elegancko, że Jen czuła się przy niej jak niebo, które jest tylko tłem dla olśniewającego słońca... Jak kawałek papieru, na którym zapisano ciekawą historię – to ona przyciąga uwagę czytelnika, nie zaś zwykła kartka...
– Florence wciąż przeprowadza badania. Nic nie jest jeszcze pewne, Danielu. Jedynym jasnym faktem jest to, że Czarni Jeźdźcy skądś wiedzieli o dziewczynie. I postanowili na nią napaść...
Resztę zdania zagłuszył odgłos pukania, a po chwili skrzypienie otwieranych drzwi. Do pokoju wpadł jakiś młody chłopak. Sądząc po wyrazie jego twarzy, była to nagła i istotna sprawa.
– Katherine – spojrzał przelotnie na Daniela i Jenny, po czym kontynuował – Florence chce się z tobą widzieć. To ważne.
Ciemnowłosa, która okazała się nosicielką imienia Katherine, kiwnęła głową. Odprawiła go, po czym zwróciła się do Daniela:
– Zaprowadź ją do jadalni. Pewnie jest głodna. – Jak na potwierdzenie tych słów, Jenny poczuła ucisk w pustym żołądku. – Przekaż Charlie'mu, że wrócę wieczorem.
Pan Greyman wstał z krzesła, złapał Jennifer za rękę i pociągnął ją w stronę wyjścia. Znów znaleźli się w korytarzu, a wtedy ją puścił.
– Co to wszystko ma znaczyć? – spytała zdezorientowana całym tym spotkaniem.
– Wkrótce się dowiesz – rzucił wymijająco.
Dziewczyna poczuła wzbierającą w niej złość. Zatrzymała się. Gdy po kilku krokach zrobił to samo, wygarnęła mu:
– Nie! Chcę wiedzieć, kim są ci ludzie, którzy mnie prawie zabili! – Obdarzyła go wyzywającym spojrzeniem, nawet na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Co takiego stoi na przeszkodzie, że nie chcesz mi tego wyjawić? No co?!
Wzruszył obojętnie ramionami. W żaden sposób jej podniesiony ton głosu nie zrobił na niego wrażenia. Nie widziała u niego żadnej przełomowej reakcji, a to było jeszcze gorsze. Zresztą po co jej to wszystko? Dlaczego miałaby tego tak po prostu nie zostawić i uciec? To na pewno jakaś pomyłka, ten napad był zbyt... surrealistyczny, ekstremalny, scena zupełnie jakby wyjęta z książki. Nic takiego nie zrobiła, aby teraz miała jakieś kłopoty z bandziorami, więc to z pewnością się nie powtórzy.
Pomyślała o Georginie, która miała za kilka dni wrócić do domu.
– Niech pan posłucha, ja muszę wrócić do domu, muszę się opiekować babcią, mającą niedługo wrócić z wyjazdu. Tylko... Tylko ona mi została! – Daniel zmierzył ją nieodgadnionym wyrazem oczu, ale i tak Jenny dostrzegła jakąś zmianę w jego postawie, która zachęciła ją do mówienia dalej: – Nie rozumiem, dlaczego mnie tutaj przetrzymujecie, a nawet więzicie, ale chcę, żebyście wiedzieli, że ja i tak ucieknę. – Zbliżyła się do niego i spojrzała mu prosto w oczy dla uzyskania lepszego efektu. – Ucieknę, bo moje miejsce jest w moim domu.
W oczekiwaniu wypatrywała jego reakcji na te słowa, lecz on tylko przymknął oczy, a gdy je otworzył, odpowiedział tylko:
– Nikt cię tu nie więzi, Jenny. – Wybuchnęła cynicznym śmiechem, dlatego zdecydował się ciągnąć dalej: – Zrozum, że... że twoje życie jest zagrożone, a my próbujemy cię chronić. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak poważna jest ta sprawa. Jeśli chcesz, to proszę, uciekaj! Ale nie zdziw się, kiedy Czarni Jeźdźcy znów zapukają do twoich drzwi, o ile zachowają choć tyle manier, i dokończą to, co zaczęli.
Zaśmiała się pogardliwie, na chwilę odwracając twarz.
– Ty to nazywasz troską o moje życie?! Wy nawet nie raczycie mi wyjaśnić, co się tak naprawdę dzieje! Wiesz co? Jakoś nie wierzę, żebyście potrafili zapewnić taką ochronę, o jakiej mnie zapewniacie. Sama potrafię o siebie zadbać i nie mam zamiaru zostać dłużej w tym obcym miejscu wśród równie obcych ludzi, którzy na dodatek nie są w pełni normalni! – Wzięła głęboki oddech i dodała już spokojniejszym tonem: – Proszę, niech mi chociaż pan pomoże, ja muszę zaopiekować się babcią. Ona tego nie zniesie, kiedy jeszcze mnie straci. A ja nie zniosę jej straty.
Oczy zaszły jej łzami, ale to nie wzruszyło Daniela. Zacisnął ręce na jej ramionach i zajrzał jej głęboko w oczy, ledwo panując nad emocjami.
– Nie rozumiesz. Ty nic nie rozumiesz! Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie, Czarni Jeźdźcy są bezwzględni, jeśli znów cię dopadną, nie będą się zastanawiać i zabiją cię – mówił, potrząsając nią. – A gdy wrócisz do domu, twojej babci również będzie groziło niebezpieczeństwo. Jak myślisz, kiedy już skończą z tobą, pozostawią po sobie świadków? Och, Jenny, bądźmy szczerzy. Czarni Jeźdźcy nie są głupi, dbają o każdy szczegół, by ich brudy nie wyszły na światło dzienne. Chcesz tego dla swojej babci? By zginęła razem z tobą?
Jak osłupiała wpatrywała się w jego błękitne oczy, przetwarzając wszystkie informacje, które powoli zaczynały do niej docierać. To, co mówił Daniel było bolesną prawdą. Nietrudno się domyślić, że ci ludzie nie myślą nad czymś dziesięć razy, lecz od razu przechodzą do czynów. Ciarki przeszły jej po plecach, kiedy oczyma wyobraźni zobaczyła Georginę leżącą bez życia w ogromnej kałuży krwi, a to wszystko przez nią samą.
Pokręciła głową, powstrzymując łzy. Daniel puścił ją nieśpiesznie i uniósł wysoko podbródek, nie spuszczając wzroku z Jennifer. Pokiwał głową, uznając temat za zakończony.
– Dobrze, a teraz zaprowadzę cię do jadalni, bo niezbyt lubię prowadzić rozmowy na środku korytarza. – Ponaglił ją, pchnąwszy delikatnie w plecy. Po chwili milczenia dodał: – A o tym, co chcesz wiedzieć, niedługo porozmawiamy.


– Jesteśmy na miejscu.
Wskazał ręką salę wypełnioną małymi, okrągłymi stolikami, przy których stało po kilka krzeseł. W prawym końcu pomieszczenia znajdowała się prawdopodobnie kuchnia, ukryta za odrapanymi, pokrytymi plamami różnego kalibru drzwiami. Jedynie niewielkie okienko pozwalało na zajrzenie do jej wnętrza. Jenny domyśliła się, że tą drogą rozdawano dania, a potem oddawano brudne naczynia.
Mimo że stało tu tyle wolnych stoliczków, w jadalni dostrzegła tylko jednego muskularnego chłopaka. Kończył właśnie swój posiłek, a gdy wstał i oddał przez okienko pusty talerz, ruszył do wyjścia, wymijając ich. Nawet nie podniósł na nich wzroku.
– Dobrze, więc ty spokojnie się tu najedz – zaprowadził ją w stronę jednego z nakrytych stołów – a ja niebawem wrócę.
Skierował się ku wyjściu. Dopiero wtedy dotarło do niej, co miał zamiar zrobić i co to miało oznaczać. Wstała gwałtownie z krzesełka i czym prędzej pognała za nim. Okazało się to nie takie proste, gdyż młodzieniec był od niej nieco szybszy.
Niedługo potem dogoniła go w momencie, gdy miał otwierać drzwi wyjściowe Domu Najwyższej. On naprawdę chciał ją tutaj samą zostawić!
– Daniel – kiedy to nie zadziałało, krzyknęła raz jeszcze: – Daniel!
Odwrócił się do niej, jak gdyby nigdy nic. Jenny zaczerpnęła powietrza, próbując wciąż uspokoić nierówny oddech.
– A co ze mną? – zapytała – Zamierzasz zostawić mnie samą? Przecież ja nawet nie wiem, gdzie jest mój pokój!
Wzruszył ramionami.
– Przykro mi.
I wyszedł. Po prostu wyszedł. W jej głowie narastał gniew, który budził w niej chęć krzyknięcia za nim, przeklinania, wyzywania i... płaczu. Na myśl o tym, iż została tutaj, bez jego przewodnictwa, poczuła się jak nigdy samotna i narażona na niebezpieczeństwo. Czuła się niczym małe dziecko pośród tylu obcych dorosłych, pozostawione samo sobie.
Bezradnie patrzyła w to miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał pan Greyman. Zacisnęła mocno usta, powstrzymując chęć zapłakania, zupełnego rozsypania się na milion kawałków.
– Zawsze był taki bezczelny, arogancki i egoistyczny. Nawet w stosunku do dziewczyn. Mam przykre przeczucie, że on już taki się urodził. A cechy wrodzone trudno zmienić.
Zaskoczona odwróciła się w kierunku jasnowłosej dziewczyny. Nie usłyszała nawet, kiedy się zbliżała. Pojawiła się tak jakby... znikąd.
– Słucham?
– Mówiłam, żebyś się nie przejmowała tym idiotą. Daję głowę, że znowu wyszedł na polowanie. – Uśmiechnęła się serdecznie. – Jestem Suzanne Fray. A ty?
Zamrugała, próbując się otrząsnąć z chwilowego popadania w rozpacz. Odwzajemniła gest i przedstawiła się.
– Widzę, że jesteś tutaj nowa. Nie zwracaj uwagi na zachowanie Daniela. – Machnęła ręką. – Nie wszyscy są tak niegrzeczni jak on. Głodna?
Jenny pokiwała głową. Szczerze mówiąc, umierała z głodu. Z wdzięcznością ruszyła z Suzanne z powrotem w stronę jadalni.

I oto kolejny rozdział. Nie jestem zadowolona z niego, bo nie jest zbyt ciekawy, no ale musiał się pojawić. Nie będę się tutaj niepotrzebnie rozpisywała, bo już pewnie wystarczająco Was zanudziłam i zamęczyłam.
Chciałabym usłyszeć Wasze opinie o głównej bohaterce, bo do niej mam największe wątpliwości, czy dobrze ukazuję jej cechy charakteru... Bardzo chętnie poznam Wasze zdanie na jej temat. A więc do następnego!

5 komentarzy:

  1. Cześć. Na początek chciałam ci podziękować za komentarz na moim blogu. Dopiero niedawno znalazłam czas by dokończyć rozdziały u ciebie. Wybacz że dodaję komentarz dopiero pod ostatnim rozdziałem, to trochę nietaktowne. Ja sama nie lubię kiedy ktoś wchodzi na mojego bloga i komentuje tylko ostatni rozdział. Ale kiedy sama znalazłam się w tej sytuacji, zaczynam powoli rozumieć.
    Rozdziały przeczytałam na tablecie, kiedy byłam na mieście. Teraz jestem gotowa by je podsumować w jednym komentarzu.
    Zaintrygowało mnie twoje opowiadanie jeszcze bardziej. Pamiętam że przy prologu się trochę uczepiłam, ale wszystkie błędy się rozmazują kiedy czytam twoje opisy, są świetne.
    Dzięki nim potrafię wyobrazić sobie całą sytuację.
    Myślę że polubiłam Jenny, ale to się okaże dopiero po kilku rozdziałach.
    Nie mogę pojąć czemu Daniel chciał dać się jej zabić, ale mam nadzieję że wkrótce się dowiem i będzie to szczęśliwym "zakończeniem" dla tej części.
    Pozdrawiam rhiannon!

    Zapraszam cię na 4 rozdział - http://silverspring-s.blogspot.com/
    I na moje drugie opowiadanie: http://bloodofparis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zachowanie Daniela w ówczesnej sytuacji zostanie wyjaśnione trochę później. Dzięki za ponowne odwiedziny mojego bloga. Co do tego rozdziału, to nie jestem do niego przekonana. Ale cieszę się, że na razie się podoba. :)
      Na pewno skoczę na twojego bloga. Postaram się jeszcze dzisiaj. ;)

      Usuń
  2. Uwielbiam czytać Twoje opisy, są bardzo dokładne i jestem w stanie wyobrażać sobie w głowie, jak wygląda dana sytuacja. Cóż, próbując wejść w skórę głównej bohaterki nie jestem w stanie wyobrazić sobie snu w pokoju z facetem, który ciągle mi się przygląda o.O Ludzie robią różne głupie rzeczy przez sen ;)
    pozdrawiam i zapraszam na kolejny rozdział do mnie ;]
    moodybrown.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Już zabieram się za zaległości, za kilka minut powinien pojawić się komentarz w odpowiedzi na ten ;)
    Pozdrawiam, Arachne

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj. Do niedawna oceniałam na Ostrzu Krytyki. Z dniem 21 marca, czyli w najbliższą sobotę, ruszy nowy projekt - Fuzja Ocenialni Wspólnymi Siłami, do której nasza ocenialnia także przystąpiła. Link do strony: http://wspolnymi-silami.blogspot.com/ . Twój blog jest w wolnej kolejce i postanowiłam go przygarnąć do swojej kolejki w Fuzji (stan mojej kolejki - http://wspolnymi-silami.blogspot.com/p/poczekalnia.html ). Do 20 marca (piątku) daję Ci czas, aby poinformowała mnie, czy wyrażasz zgodę na dołączenie do mojej kolejki, czy też wolisz pozostać w wolnej, informację wyślij mi mailem, podając nick i adres bloga, przez formularz na mojej podstronie: http://wspolnymi-silami-marta.blogspot.com/ . Pozdrawiam - Marta :)

    OdpowiedzUsuń