Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Wydawał się to wręcz nierealny hałas dochodzący znikąd po tylu godzinach ciszy i spokoju. Odnosiło się wrażenie, że całe życie dzieje się obok ciebie swoim własnym rytmem (i jak się okazuje swoimi prawami), a ty nie masz z tym nic wspólnego. Po prostu wyłączasz się na jakiś czas i odchodzisz w nieistnienie.
Zaraz, zaraz! Czyż to właśnie nie jest nieistnienie? Popadanie w czyjąś paranoję? Zarażanie się od innych szaleństwem, jakby to było zwykła grypa? Owszem, to właśnie niebyt.
Jenny nieśpiesznie wstała z łóżka i skierowała się w stronę drzwi, za którymi ktoś czekał na zaproszenie. Przetarła leniwie oczy i ziewnęła.
Za progiem stał postawny młodzieniec w wieku ponad dwudziestu lat. Spod okrywającej czoło grzywki spoglądały na nią urocze, niebieskie oczy. Jasna koszulka na ramiączka opinała się na jego mocno zarysowanych mięśniach, co mimowolnie prowokowało ukradkowe spojrzenia w ich stronę. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek, kiedy zlustrował dziewczynę wzrokiem.
– Witam – rzekł, pochyliwszy się, by następnie ująć jej dłoń i musnąć wargami. – Nazywam się Bradley Larson. A panienka zapewne jest Jennifer Morris? Charlie i Katherine wzywają panią na umówione spotkanie. Mam tę przyjemność i zaszczyt zaprowadzić panienkę do ich biura.
Jenny poczuła sympatię do tego człowieka, głównie ze względu na jego maniery. W tym miejscu najwyraźniej bardzo rzadko zachowuje się należytą kulturę. Dlatego rozciągnęła usta w uśmiechu i odpowiedziała:
– Oczywiście.
Weszła do środka biura, gdzie zastała Charliego i Katherine w trakcie jakiejś dyskusji, nie licząc opartego o ścianę Daniela, który najwyraźniej nie wyrażał zainteresowania rozmową. Kiedy ją zobaczyli, zamarli w bezruchu, gwałtownie przerywając wymianę zdań. Wszystkie oczy w jednej chwili spoczęły na niej. Nietrudno się domyślić, co (a raczej – kto) było tematem ich rozmowy.
Jako pierwszy zimną krew odzyskał Charlie. Wskazał jej wolne miejsce przed eleganckim biurkiem, co chwila posyłając Kate nerwowe spojrzenia. Czując całe napięcie, jakie zapanowało w pokoju, Jennifer powoli usiadła na eleganckim krześle. Z niepewnością obserwowała, jak dorośli zastanawiają się nad tym, w jaki sposób zacząć temat. Po upływie dość długiego czasu w końcu przełamała się Katherine.
– Otrzymałam wyniki od Florence. Zbadała twoją krew. Znalazła w twoim osoczu pewne związki, które porównała z typowymi dla Eufanów. Rezultat był potwierdzający. Wszystko się zgadzało – mówiła bez owijania w bawełnę i ani na chwilę nie odrywając badawczego wzroku od Jenny. – Czy ty wiesz, co to oznacza?
Nie wiedziała. Nie miała zielonego pojęcia, o czym Katherine z nią rozprawiała. Rzucała słowami, a one nie docierały do dziewczyny, odpychała je od siebie na wszelkie możliwe sposoby. Lecz wszystkie te starania okazały się bezskuteczne, kiedy Kate pochyliła się do niej przez stół i popatrzyła Jen w oczy z bliska.
– Płynie w tobie krew Eufanów, panno Morris.
Z wrażenia omal nie zakrztusiła się własną śliną.
– Słucham? – wydusiła z nieskrywanym zaskoczeniem.
Katherine zerknęła w stronę Daniela.
– Nie powiedział ci? – Westchnęła, gdy nie otrzymała żadnej odpowiedzi. – My nie jesteśmy ludźmi. To znaczy, pod pewnymi względami, owszem. Ale nie w ten sposób jak myślisz. Należymy do innej rasy niż oni. Do rasy Eufanów.
Jenny patrzyła na nią w osłupieniu, chłonąc powoli każde jej słowo. W końcu sens tego, co powiedziała Katherine, uderzył w nią jak grom z jasnego nieba. Nagle wszystko pociemniało, przybrało mroczne barwy, choć dla niej wszystko stało się jasne niczym słońce. Kobieta tym delikatnym wywodem usiłowała jej wyjaśnić, że nie jest człowiekiem. Nie należy do ludzi, lecz do jakichś zmyślonych istot.
W głowie usłyszała cichy szept.
A wszystko się wypełnia...
Spodziewała się tego. W końcu, wiedziała o tym od początku. Zgubiła gdzieś prawdę, i choć nie próbowała jej odnaleźć, to prawda odnalazła ją. Wróciła do niej.
Zaraz! Skąd to przekonanie? Przecież to obłęd, bzdura, nieprawda! Dlaczego sądzi, że oni jej nie ouszukują, że takie jest jej przeznaczenie? Ależ tak! Zwariowała! Oszalała!
Miała ogromny mętlik w głowie. Jedna cześć jej umysłu krzyczała buntowniczo, nie pozwalając jej na poddanie się kłamstwu, a druga zgadzała się ze wszystkim, przekonywała ją, że tak miało być.
– Przeprowadzenie badania było nie lada wyzwaniem, gdyż po długim czasie niekorzystania z mocy i umiejętności Eufanów twój organizm zaczął przystosowywać się do stylu życia typowego dla krótkożywotnych – Katherine bezlitośnie kontynuowała swój wywód, najwyraźniej chcąc Jen uświadomić o ważnych faktach. – Zanikły pewne powiązania, a krew ludzka zajęła większą część niż nasza krew. To dlatego lek, który podał ci Daniel, tak cię osłabił. Ale nie mógł nie zadziałać, ponieważ zawsze reaguje chociażby z małą ilością osocza eufańskiego. – Odwróciła się na chwilę w stronę Daniela, który nawet nie drgnął. Jenny zaczęła się zastanawiać, dlaczego on w ogóle tutaj jest. Stał tylko bezczynnie pod ścianą i obserwował rozwój sytuacji z obojętnością w oczach. – Na szczęście raczej nie pojawiły się żadne trwałe zmiany po przeistoczeniach w twoim krwiobiegu. Ale żeby to potwierdzić, Florence musiałaby podjąć się kolejnych, o wiele bardziej skomplikowanych i czasochłonnych badań.
Dopiero po kilku sekundach Jennifer zorientowała się, że Katherine skupiła na niej swoje intensywne spojrzenie. Czekała na jakąkolwiek reakcję dziewczyny. Kiedy się jej nie doczekała, wyprostowała się i odsunęła od biurka. Zbliżyła się do dużego okna, po chwili jej sylwetka kapała się w świetle zachodzącego słońca.
Cała przyroda za oknem zwiastowała nadejście lata. Była to ulubiona pora roku Jenny, lecz teraz nie dysponowała czasem ani odpowiednimi okolicznościami, aby pozwolić naturze sprawić sobie przyjemność. Przez to zamieszanie zupełnie zapomniała o świecie zewnętrznym, o tym, jak wygląda świat poza murami i... poza problemami. Gdzieś za oknem usłyszała trzepot skrzydeł i dostrzegła grupę lecących ptaków o czarnym upierzeniu. Na tle zaczerwienionego nieba widok ten wyglądał tak nierealnie, tak pięknie, iż przypominał on obraz namalowany za pomocą fantastycznych pociągnięć pędzla – swobodnych i jednocześnie tak dokładnych...
Charlie doszedł do wniosku, że Kate już skończyła swoją rolę, więc wziął sprawy w swoje ręce. Zbliżył się do stolika i oparł się o niego rękami.
– Posłuchaj, Jenny. Wiemy już, że jesteś jedną z nas. A to znaczy również, że prawdopodobnie nie tylko my o tym wiemy. – Jego głos brzmiał cicho, ale poważnie. – Czarni Jeźdźcy w jakiś sposób dowiedzieli się o tobie i usiłowali cię namierzyć. I tak dotarli do domu twojej babci. Tylko nie wiemy, czego szukali. Oni nie wyszukują danych zwykłych krótkożywotnych, ot tak. W odszukiwaniu twojej prawdziwej tożsamości musieli mieć konkretny cel, który dużo dla nich znaczył. Jenny, wiesz, co to mogło być?
Nie odpowiedziała. Dużo nad tym myślała i doszła do wniosku, że tu nie chodziło o zwykłe pieniądze, drogie suknie czy biżuteria. Jeśli ją chcieliby przejąć, z łatwością by to zrobili bez pobicia i grożenia Jen nożem.
Kryształowe jajo. To z pewnością obiekt ich zainteresowania. Wyglądało na bardzo kosztowny przedmiot, za który otrzymaliby fortunę. Lecz Jenny nie miała zamiaru ujawniać im istnienia czegoś takiego. Nie ufała teraz żadnej ze stron. Powaga sytuacji wyraźnie dała o sobie znać, a więc nie mogła być pewna, że nie zrobią jej krzywdy, kiedy już odda im to, czego pragną.
– Jenny, jeśli Czarnym Jeźdźcom na czymś zależy, na pewno użyją to w złych celach. Naszym zadaniem jest ich powstrzymanie, zanim komuś stanie się krzywda, delikatnie mówiąc. – Zlustrował uważnie dziewczynę spojrzeniem. Najwidoczniej nie takiej reakcji oczekiwał. – No dobrze. A więc zanim doprowadzi wasz świat do zagłady. I uwierz mi, to nie puste słowa. Oni są zdolni przelać wiele litrów krwi, by ziścić swoje plany. A jeżeli nam nie powiesz wszystkiego, co wiesz, nie zdołamy ich powstrzymać.
Serce jej mocniej zabiło. Głowa zaczęła boleśnie pulsować z nadmiaru stresujących informacji. Dlaczego właśnie ją to spotkało? Nie potrafiła się zdecydować. Zaufać im czy nie wierzyć w ani jedno ich słowo? Rozum skłaniał się bardziej ku tej drugiej decyzji, a coś głęboko w niej wiedziało, że należy z nimi współpracować. Czuła nawet z nimi pewną więź, czego nie mogła wyjaśnić.
A jeśli to prawda, co powiedział Charlie? Jeżeli cały świat legnie w gruzach tylko i wyłącznie przez jej strach, nieodpowiedzialność?
Niech to szlag!
Od razu, oczywiście, skarciła siebie w myślach za to przekleństwo. A potem westchnęła głęboko, podjąwszy decyzję. Sama się zdziwiła, kiedy pierwszy raz od dłuższego czasu, po tylu nieudanych próbach, udało jej się wyjawić te dwa, tak ważne słowa.
– Kryształowe Jajo.
Zapadło milczenie. Wszyscy zatrzymali się w osłupiałym bezruchu, a ich oczy rozszerzyły się momentalnie. Nikt nie reagował.
Ciszę przerwał zduszony śmiech Daniela. Po chwili jednak śmiał się otwarcie, nie mogąc się powstrzymać. Tym samym skupił na sobie wzrok trzech pozostałych par oczu. Jenny nie miała pojęcia, co go tak rozbawiło, a raczej – z czego zakipił, gdyż był to raczej cyniczny śmiech. Przeczuwała, że Katherine i Charlie również.
Gdy już udało mu się opanować, popatrzył na Jen.
– Kryształowe... co? – Dotąd nieodzywający się słowem Daniel skierował wzrok na zbitych z tropu dorosłych. – Musicie odnotować to jako skutek uboczny działania leków. – Znów skupił szydercze spojrzenie na Jennifer. – Ty w to naprawdę wierzysz?
Spiorunowała go wzrokiem i mogła się założyć, że na jej twarz wypłynęły purpurowe rumieńce. Nim zdążyła wymyślić jakiś odzew, Charlie zainteresował się tematem.
– Jakie jajo?
Wzięła głęboki oddech.
– Kryształowe. Zbudowane z milionów drobnych odłamków kamieni szlachetnych, a przynajmniej na takie wyglądało. – Przygryzła wargę, przypominając sobie jego dziwne działanie, gdy uwalniało jasną smugę światła. – Myślę, że to mogło zainteresować... hm... Czarnych Jeźdźców?
Charlie wyraźnie pogrążył się w myślach, natomiast Katherine nie odrywała wzroku od okna, jakby nic nie słyszała. Jenny znów zaczęła z zazdrością patrzeć na jej ubiór, który podkreślał jej kobiece, dostojne piękno. Emanowała od niej taka elegancja i pewność siebie, na jaką nigdy nie było (i z pewnością nie będzie) stać Jennifer. Mimo że Kate nie nosiła takich sukni jak ona, to przykuwała większą uwagę obserwatorów.
Jej rozmyślania przerwał głos Charliego.
– Daniel, jutro zabierzesz Jenny do jej domu i przeszukacie go razem. Przyniesiecie mi to... jajo. Zobaczymy, co to jest. Być może dziewczyna ma rację.
Daniel nie wyglądał na zadowolonego. Próbował się wzbraniać przed tym, ale po krótkiej i stanowczej wymianie zd
ań zapadła ostateczna decyzja, że jutrzejszego dnia ma się udać z panną Morris do świata krótkożywotnych.
– Dlaczego ten napój, który mi dałeś wtedy... miał mnie zabić?
To pytanie nurtowało ją od dłuższego już czasu, ale powstrzymywała się, zdawając sobie sprawę, że nikt jej nie odpowie. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Sprawy się obróciły, miała teraz bezpośredni związek z tym zamieszaniem, na dodatek uważano ją za kogoś innego, niż ona do tej pory sądziła. Chciała teraz wszystko wiedzieć, byleby przekonać się, z czym (i z kim) ma do czynienia.
Daniel wzruszył ramionami. Za poleceniem Charliego miał za zadanie odprowadzić dziewczynę do pokoju, zaraz po kolacji. I tak oto po samotnym posiłku szła obok chłopaka, który nic nie mówił. Wyraźnie rozbawiła go ta sprawa z kryształowym jajem, ale teraz milczał z powagą wymalowaną na twarzy. Jenny nie wiedziała, czy to dobry moment na pytania, mimo to doszła do wniosku, że ma prawo dowiedzieć się, na czym stoi. Patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
– Czarni Jeźdźcy zatruli twój organizm kwasem, który miał spowodować u ciebie powolną śmierć w cierpieniach. Bardzo długą. Podałem ci olejek, który jest dla nas lekiem uzdrawiającym. Ale nie dla ludzi. Dla nich – wręcz przeciwnie. Mógłby ich szybko zabić. Jest zbyt silny, by mógł go przyjmować jakikolwiek krótkożywotny.
Zastanowiła się nad sensem jego słów. To, do jakiego wniosku doszła, niemal ją przeraziło.
– Więc chciałeś mnie uśmiercić szybciej niż oni?
– Nie – odparł bez wahania.
– To dlaczego...
– Posłuchaj, nie chcę o tym rozmawiać – powiedział szybko, jakby bał się, że dokończy pytanie.
Odwróciła się do niego w zaskoczeniu. Ale wolała nie powracać do tego tematu, skoro on nie chce. W milczeniu analizowała to, czego się dowiedziała.
– Dlaczego pani Katherine podczas pierwszego spotkania mówiła, że... że się naraziłeś?
Prychnął.
– Gdybym zabił ciebie jako krótkożywotną albo kogokolwiek z was, dopuściłbym się równie niegodziwego czynu, co Czarni Jeźdźcy. A my nie jesteśmy jak oni. Uznaliby mnie za przestępcę i skazali na śmierć.
A więc nic nie mogła już z tego wynieść, tym bardziej sensownego. Wszystko to, co jej powiedział, było takie... sprzeczne. Jedno wykluczało drugie. W takim razie, po co chciał ryzykować, skoro już i tak Czarni Jeźdźcy doprowadziliby do jej śmierci?
Otworzył drzwi prowadzące do jej pokoju i ustąpił jej pierwszeństwa. Jennifer krążyła po pokoju, próbując to sobie jakoś poukładać w głowie. Lęk mieszał się z poczuciem bezpieczeństwa, bunt z zaakceptowaniem prawdy...
Zapragnęła nagle zająć czymś myśli. Podeszła do półki z książkami różnej wielkości i różnego koloru, przejechała palcem po grzbietach. O dziwo, nie były zakurzone. Wygląda na to, że ktoś tu sumiennie dba o każdy pokój, mimo że nie każde są zamieszkane. Ciekawe... Może jest tutaj zatrudniona służąca?
Dopiero teraz poczuła na sobie zamyślone spojrzenie Daniela. Zupełnie zapomniała o jego obecności. Odwróciła się speszona i onieśmielona. Nie za bardzo lubiła, kiedy tak na nią patrzył.
– Nie musisz mnie pilnować. Poradzę sobie – wybąkała, mając nadzieję, że chłopak zrozumie i zostawi ją samą.
Przez dłuższy moment mierzył ją wzrokiem w milczeniu.
– Istotnie – odrzekł lakonicznie i, ku jej zdziwieniu, wyszedł, nie życząc jej nawet dobrej nocy.
Powoli (mam nadzieję) wracam do pisania. Jeszcze tylko dwa miesiące szkoły, poprawami raczej zawracać sobie głowy nie muszę, bo już wcześniej wszystko zaczęłam uporządkowywać ze swoimi ocenami, więc teraz jestem na bieżąco. ;)
Jak zauważyliście, zmieniłam trochę wygląd rozdziałów, a mianowicie chcę na początku dodawać sygnaturki i cytaty, które byłyby taką zapowiedzią treści. I jeszcze dodawać będę linki do muzyki, której słucham, polecam, która świetnie oddaje nastrój rozdziału albo też towarzyszyła mi przy pisaniu. Chcę, byście troszkę mnie poznali i odkryli część mojej duszy, może w ten sposób bardziej zrozumiecie moją twórczość i przede wszystkim samą postać Jenny (która poniekąd ma coś ze mną wspólnego), bo wiem, że wiele jej poczynań i myśli może budzić kontrowersje albo niechęć.
Co wy na takie zmiany? :)
Cudo! <3 czekam na kolejny !
OdpowiedzUsuńJa.ci tu nie będę mówiła co jest źle, bo wszystko jest idealne. Tak, tak..
Nie będę zanudzac! bay :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Dziękuję. :D Miałam wątpliwości co do tego rozdziału, no ale skoro się podoba, to chyba jest w porządku. ;)
UsuńHej! ;) Wpadłam tu po raz pierwszy, a skoro wpadłam to postanowiłam przeczytać. Muszę powiedzieć, że zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem! ) Początek tego rozdziału był troszkę niedopracowany (przynajniej takie wrażenie odniosłam), ale potem czytało mi się już znakomicie. Bardzo podoba mi się główna bohaterka, bo nie jest w żaden sposób przerysowana. To równa babka, która myśli w podobny sposób jak ja i dlatego mogę się z nią utożsamić. Jest miła, sympatyczna i trochę zagubiona przez to czego się dowiedziała, ale to jest zrozumiałe. Ciekawa jestem jak poradzi sobie w nowym świecie i z nowymi obowiązkami. W ogóle podoba mi się to okreslenie "krótkożywotni". Pasuje tu! ;)
OdpowiedzUsuńCo do Daniela... nie bardzo wiem na razie co mysleć na jego temat.Jest bardzo tajemniczy i oschły w stosunku do Jen, ale moim zdaniem to tylko pozory. Ciekawe cz\y mam rację;D
Pozdrawiam! ;*
A jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie;) W spamie zostawiłam reklamę.
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Och, skoro podoba się tobie główna bohaterka, to naprawdę chyba zrobiłam z nią postępy. Wcześniej (w poprzedniej wersji tego opowiadania) ktoś zwrócił mi uwagę, że jest irytująca i dumna, i rzeczywiście taka była kiedyś. Cieszę się, że teraz nieco inaczej zaznaczyłam jej cechy charakteru, a zwłaszcza to zagubienie i niezdecydowanie. :)
UsuńNa pewno w wolnej chwili zajrzę i zostawię po sobie ślad. :D