Jenny weszła do pokoju gościnnego i natychmiast padła na kanapę zmęczona. Położyła otwartą dłoń na czole, jakby chciała sprawdzić, czy ma gorączkę. Westchnęła z ulgą. Przez cały czas zmuszona była do pracy, nie miała czasu nawet na najmniejszy odpoczynek. Trzy dni temu odprowadziła babcię Georginę, by ta mogła pojechać do swojej kuzynki, Arminy, która bardzo ciężko zachorowała. Jej rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, okropnie się zadłużyli, nie starcza im już ani na jedzenie, ani na leki, a marne zarobki jej męża, Stephana, niewiele zmieniają. Do tego mają czwórkę dzieci – dwóch prawie dorosłych synów i dwoje młodszych, w tym jedną dziewczynkę. Starsi próbują pomóc rodzicom, opiekują się matką, usiłują znaleźć jakąś pracę, ale sytuacja i tak wciąż się pogarsza.
Georgina zawsze utrzymywała dobre stosunki ze swą kuzynką, mimo że mieszkały w dużych odległościach od siebie, przez co rzadziej się widywały. Dlatego wieść o marnym położeniu rodziny Arminy dotarła do niej dosłownie niedawno i wywołała u niej ogromne współczucie i żal. Postanowiła ich wspomóc. Zaraz potem udała się do państwa Portié, by prosić o podwózkę. Umówili koszty podróży i już na następny dzień Georgina była gotowa. Jennifer odprowadziła ją do państwa Portié, którzy mieszkali w sąsiedniej wsi. Pan Johan wsiadł na miejsce woźnicy i ruszył zaprzęgiem.
Kiedy Jen wracała do domu, już się ściemniało. I wtedy spotkała tego starca w kapturze. Od tamtej pory jeszcze nie sprawdziła, co jest schowane pod szmatami, okrywającymi tajemniczy przedmiot. Chciała tylko spełnić wolę staruszka – przechować go w bezpiecznym miejscu. Nie miała ochoty wnikać w tę dziwną sprawę. Cokolwiek to było.
Zamarła. No właśnie. Cokolwiek to było. Ale jeśli tym przedmiotem jest jakaś niebezpieczna broń? Niebezpieczne... coś? Nic akurat jej nie przychodziło do głowy, lecz sama myśl, że to coś jest nadal nieznane, a istnieją szanse, iż stanowi dla niej zagrożenie, była dla Jennifer ogromnym wstrząsem. I orzeźwiło jej umysł. Natychmiast się podniosła z siedziska i popędziła po schodach na górę. Cały czas wyzywała siebie w myślach za bezmyślność i głupotę, których się dopuściła. Jak mogła tak po prostu zignorować tę sprawę? Próbowała się usprawiedliwić w duchu, że nie miała czasu, na jej głowę spadło tyle różnych obowiązków... Ale świadomość tego, jakie zagrożenie na siebie zesłała, nie pozwalała jej uwierzyć w te kłamstwa.
Uchyliła drzwi prowadzące na strych i wpadła do pomieszczenia, niemal od razu rzucając się w stronę starej skrzyni. Otworzyła jej wieko i poczęła opróżniać jej wierzchnie zawartości. Na podłogę runęły stosy przeróżnych, błyszczących, kolorowych tkanin, które niegdyś należały do Georginy za czasów jej młodości. Jenny musiała przyznać, że większość z tych sukien jej się spodobały. Babcia miała bardzo dobry gust. Ale niewiele z nich pozostało w modzie.
Kiedy dotarła do samego dna kufra, gdzie leżało zawiniątko, odetchnęła ciężko. Wyjęła je drżącymi rękoma i ułożyła na podłodze. Ostrożnie odkrywała pierwszą, drugą, trzecią, i kolejne warstwy materiału. Zauważyła, że przez ostatnie prześwitywało światło. Zmarszczyła brwi. Odrzuciła pozostałe zasłony i wstrzymała oddech.
Przed sobą ujrzała piękne, dużych rozmiarów jajo zbudowane z błyszczących kryształków diamentów. Dostrzegła w nich miliony fragmentów swojego odbicia. Całe jajo wydobywało z siebie dziwne, jasne strumienie światła, jakby było pochodzenia niebiańskiego. Ich siła zaczęła rosnąć i rosnąć...
Jenny oddaliła się pośpiesznie i uskoczyła na podłogę. W tym samym momencie usłyszała głośny dźwięk przypominający wybuch. W pomieszczeniu rozjaśniały ogromne smugi światła. Okno się otworzyło, wpuszczając silny wiatr do środka. Powiewy wichury targały włosami Jen, unosiły jej suknię. Z ogromną mocą napierały na plecy Jennifer. Z trudem mogła złapać oddech. Z podłogi zaczął unosić się kurz, który drażnił jej oczy. Przymknęła je mocno. Wbiła paznokcie w podłogę, jakby to miało ją uchronić przed niebezpieczeństwem. Jej uszy wypełniły tysiące dźwięków i odgłosów tego, co się wokół niej działo: trzask drzwi, skrzypienie starych szafek, tłuczenie szklanych i porcelanowych kolekcji naczyń, uderzenia spadających przedmiotów na podłoże, jęk okiennic szarpanych na wietrze...
Wtem, wszystko ustało. W głuchej ciszy, jaka nagle ogarnęła pokój, Jenny słyszała swój własny nierówny oddech. Powoli uniosła głowę, a potem całkowicie wstała z podłoża, poprawiając bufiaste rękawy sukni, które znacznie opadły z ramion. Z mocno bijącym sercem rozejrzała się po pomieszczeniu. Jedynymi dowodami na to, iż jeszcze kilka sekund temu zapanował tu ogromny zamęt, były odłamki szkła porozrzucane po pokoju, a niektóre wbite głęboko w ścianę, oraz pootwierane drzwiczki okien, starych szaf i kredensów. Teraz lekkie podmuchy, dostające się z zewnątrz, kołysały nimi delikatnie. Świat w jednym momencie powrócił do normy. Wszystko stało się takie niewinne i pozornie spokojne.
Cisza przed burzą.
Na środku pokoju wciąż znajdowało się kryształowe jajo. Już nie emanowało z niego tak silne światło jak wcześniej. Wyglądało to tak, jakby nagle jego blask trochę przygasł, stracił na swojej mocy. Ale nie tylko tę różnicę Jenny dostrzegła. Teraz eksponat był niemalże przezroczysty. Nie mogła już podziwiać niezwykłych i bogatych kolorów kryształów, po prostu zniknęły, a jajo stało się bezbarwne. Dopiero gdy podeszła bliżej, zobaczyła w milionach kawałkach diamentów swoje odbicie. Zaskoczyły ją własne uczucia. Przedmiot ją niepokoił, wywoływał u niej lęk, ale jednocześnie intrygował, pragnęła go podziwiać. Jakaś nieznana siła sama uniosła jej rękę i poprowadziła w stronę kryształowego jaja, a wtedy wszystko rozbłysło białym, jaskrawym światłem.
Usłyszała piękną melodię. Była tak śliczna... Miała wrażenie, że się unosi w przestrzeni. Czuła się lekka niczym pióro, poruszała się po niebie zgrabnie jak ptak. Mogłaby tak lecieć i lecieć...
W końcu do muzyki dołączył śpiew. Jenny wiedziała już, że tej kompozycji nie potrafiłby stworzyć żaden zwykły człowiek, żaden zwykły śmiertelnik. Niemalże była pewna, iż słowa śpiewają anioły. Ich głos charakteryzował się nadludzką delikatnością i nieludzką siłą. Westchnęła. Coś sprawiało, że chciała słuchać tej melodii i wciąż poruszać się nad ziemią, jakby uzależniła się od samego słuchania. Nawet widok strychu dawno zniknął jej sprzed oczu, a w głowie same zaczęły pojawiać się różne obrazy. To było jak wizja. Po prostu widziała fragmenty jakichś scen, które wbrew jej woli zajmowały jej umysł.
Wtem pieśń aniołów ucichła...
Na początku sterta kawałków wizji przewijały się w jej głowie niczym szybko przeglądana książka. Nie mogła skupić uwagi ani na jednym z nich. W jej umysł wdarły się szepty. Wszystkie zlewały się ze sobą i nie potrafiła rozróżnić ni słowa.
W końcu pojawił się pierwszy wyraźny obraz. Wzdrygnęła się na widok koralowych ust układających się w jej imię, a następnie eksponujących w uśmiechu ostre jak brzytwa kły. W kolejnej sekundzie ujrzała męską sylwetkę opartą o ścianę. Nie widziała jego twarzy, gdyż stał on odwrócony tyłem. Ręce wcisnął w kieszenie spodni. Usłyszała głos: „Nie ma w niczym precyzji. Zawsze, w każdym stwierdzeniu jest coś, czego nie zmienimy, ale zawsze możemy to zrozumieć i zastosować. Podobnie jest z miłością, o którą należy walczyć. A walczyć trzeba z miłości”. Młodzieniec zniknął, a na jego miejscu pojawiła się kobieta stojąca przodem do okna, najwyraźniej wpatrująca się w krajobraz za nim. Jej ciało kąpało się w świetle zachodzącego słońca, przebijającego okienne szyby. Miała na sobie czarną, do kolan spódnicę oraz długą koszulę w kolorze khaki. Jenny nigdy dotąd nie widziała damy w koszuli, gdyż była to część garderoby przystająca mężczyźnie. Lecz ta kobieta wyglądała w niej bardzo elegancko i gustownie, wręcz dystyngowanie. W jej postawie i wyglądzie tkwiło coś, co pozwoliło Jenny odczuć, iż taka właśnie jest na co dzień: szykowna i wykwintna, a przy tym (mimo pozorów) bardzo kobieca. Miała piękne, długie, ciemne włosy odrzucone na plecy. Odwróciła lekko głowę w stronę zbliżającego się do niej mężczyzny. Położył jej rękę na ramieniu. Razem spojrzeli na widok za szybą. W umyśle Jen dały się słyszeć przyciszone słowa: „Kochasz zbyt mocno, myślisz za głośno, pragniesz zbyt chciwie, powstrzymujesz się nazbyt gwałtownie i wiesz, że nie możesz pozwolić kochanej przez ciebie osobie przez to przechodzić. Inaczej nie byłaby to miłość”.
Jenny ujrzała jakąś dziewczynę w młodym wieku w towarzystwie równie młodego chłopaka. Widziała ich zza drzewa, jakby Jen ukrywała się za nim, chcąc podsłuchać rozmowę. Dosłyszała męski głos: „Szczęście to tylko pozór, który sprytnie wywołuje u nas chwilę euforii, by zaraz potem znów nas zniszczyć od środka, tym razem ze zdwojoną siłą”. Kolejna scena: znowu dystyngowana ciemnowłosa kobieta, pochylająca się nad papierami przy stoliku – „Nigdy nie zdołasz w całości zajrzeć w duszę drugiej osoby, gdyż żaden człowiek ci na to nie pozwoli. On również. Owszem, jest to irytujące, ale czyż nie zarazem piękne i ekscytujące? Uwierz mi, zdecydowanie wolałabyś codziennie po trochu poznawać jego tajemnicę, niżby od początku przejrzeć go w całości i przewidywać każdy jego następny ruch. W tej niewiedzy tkwi cały urok miłości”. Długowłosa zniknęła. Znów wizja zaczęła przetaczać się w szybkim, coraz to szybszym i szybszym tempie...
Krzyknęła, kiedy jakaś nieznana siła odrzuciła ją na kilka metrów od magicznego jaja. Gdy powstała, zorientowała się, iż ponownie znalazła się na strychu. Bez zastanowienia schowała kryształowy przedmiot z powrotem na dno skrzyni, przykryła materiałami i zamknęła wieko na kluczyk.
Wieczorem usiadła na łożu, podwijając kolana i otwierając książkę. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, iż wszystkie najważniejsze sprawy zdążyła już wykonać. Mogła nareszcie znaleźć czas dla siebie. Od razu sięgnęła po lekturę. Kochała ten fantastyczny świat, zwykle mocno odbiegający od rzeczywistości lub po prostu pięknie skomponowany. Musiała przyznać, iż była jedną z tych romantyczek, które tak zauroczone światem książkowym wyobrażają sobie, że ich życie będzie równie ekscytujące i poetyczne. Oczywiście, Jenny wątpiła w fakt, że kiedyś dostąpi tego szczęścia i jakiś książę z bajki zawróci jej w głowie, a tym bardziej na odwrót. Uważała, iż w jej urodzie nie ma nic nadzwyczajnego. Nie mogła powiedzieć, że była brzydka, ale też nie wyglądała jak Afrodyta. Takie nie wiadomo co.
Cieszyła się z możliwości przeczytania jednej z fascynujących powieści jej babci, Georginy. Zawsze chciała sięgnąć po jedną z nich, ale starsza pani nie pozwalała jej, póki nie skończyła szesnastu lat. Według niej, Jenny była jeszcze wtedy za młodziutka i zbyt głupiutka, by zrozumieć przekaz jej książek. Ale teraz skończyła szesnaście lat i Georgina osądziła, iż już dostatecznie dorosła i dojrzała. Przestrzegła jednak swoją wnuczkę, żeby ta nie planowała pisać własnych powiastek. Odradzała jej to, gdyż opracowywanie własnej krainy tak by ją zaintrygowało, że odpowiedzialność za losy bohaterów i za cały świat przez nią stworzony przerosłaby ją, a nawet na zawsze uwięziła ją w fantastyce. Jenny zdziwiła się tymi słowami, ale gdy zadawała pytania, babcia tylko odpowiadała: „Jesteś zbyt słaba, Jennifer”.
Nagle usłyszała jakiś trzask, jakby ktoś niechcący uderzył kolanem w stół. Podniosła głowę znad stronic, szybko powracając do rzeczywistości. Wytężyła słuch. Nic więcej nie usłyszała, więc pomyślała, że pewnie jej się zdawało. Powróciła do lektury, lecz nic nie zrozumiała z dalszego czytania. Po prostu nie mogła się skupić, gnębiły ją złe przeczucia. Zamknęła księgę. Po cichu wstała z łoża i na palcach podreptała do wyjścia. Z trudem tłumiła w sobie chęć głośnego przeklinania, kiedy sukienka szmerała za każdym jej krokiem, z kolei gdy uniosła jej przednie skrawki, okazała się bardzo ciężka. W porę jednak przypomniała sobie o podstawowej zasadzie dam: nie używać brzydkich słów. Wyjrzała zza rogu, starając się robić to dyskretnie i jak najciszej.
Nagle na karku poczuła czyjś zimny uścisk. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, ktoś przycisnął ją do ściany, która za jej plecami zatrzęsła się pod siłą uderzenia. Jęknęła, próbując powstrzymać łzy. Podniosła wzrok na napastnika. Czarne, krótko przystrzyżone włosy muskały delikatnie jej policzek. Z trudem powstrzymała się, by mu nie napluć prosto w twarz. Popatrzyła prosto w nienawistne, piwne oczy. Jednak ich wyraz pełen był tak ogromnej złości i furii, iż wydawały jej się przez chwilę koloru czarnego. Oczywiście, od razu pożałowała, iż zdecydowała się w nie spojrzeć. Chłopak wyglądał na niewiele starszego od Jenny, najwyżej na dwadzieścia lat. Stwierdziła, że czarny strój, jaki na sobie prezentował, znacznie go postarzał.
– Gdzie to jest? – wydał z siebie niezwykle ostry ton, aż dziewczynę ciarki przeszły po obolałych plecach.
– O czym pan mówi? – zapytała niewinnie. Mocniej zacisnął palce na jej szyi, więc zamilkła.
– Wiesz dobrze, o czym mówię. Więc teraz grzecznie mi odpowiedz, a będzie o wiele milej i dla ciebie, i dla nas wszystkich.
Nie uwierzyła w to. Sam ton głosu zaprzeczał treści jego słów. Zacisnął zęby, czekając na reakcję dziewczyny. Jenny kątem oka zauważyła, że w pomieszczeniu pojawiło się więcej osób odzianych w czarne kostiumy. Jedni przeszukiwali jej rzeczy, inni stali pod ścianą, przyglądając się Jen, a co niektórzy rozglądali się po mieszkaniu, chodząc od jednego pomieszczenia do drugiego. Było ich znacznie za dużo, by mogła liczyć na jakikolwiek sposób uwolnienia się.
Zaczęła myśleć gorączkowo. O co może im chodzić? Czyżby o tajemnicze kryształowe jajo? Wyglądało na bardzo drogocenną rzecz, więc nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się celem tych ludzi. W desperacji zamierzała już ujawnić wszystko, co wiedziała, powierzyć cały sekret...
I wtedy usłyszała głos.
Nie rób tego, bo zginiesz. Wszyscy zginiemy.
Zamarła. Głos ten pochodził z jej umysłu, z jej głowy. Nikt inny go nie usłyszał, tylko ona. Widziała to po zachowaniu obcych, tak jakby nic nie zauważyli. Czyżby zwariowała? Czyżby jej jaźń się rozdwoiła?
Jej usta same się rozchyliły i usłyszała płynące z nich słowa:
– Ja naprawdę nie wiem... – Nie zdążyła dopowiedzieć reszty zdania. Najwyraźniej młodzieńca nie zadowolił jego początek i wymierzył pięścią w jej brzuch.
Straszny jęk wydała z siebie, osunęła się na podłogę. Skuliła się, przyciskając ręce w miejsce uderzenia. Kiedy otworzyła oczy, dostrzegła, że jeden z młodych mężczyzn z łatwością podniósł jej łóżko, jakby to było tylko piórko. Po prostu uniósł je w powietrze, a kiedy przekonał się, iż pod spodem nic nie ma, opuścił je z powrotem na pierwotne miejsce. Zastanowiła się, kim są ci ludzie i skąd mają tyle siły.
Nieznajomy zamachowiec szarpnął niedbale Jennifer z podłogi. Zobaczyła, że jego długa grzywka ponownie zakryła całkowicie prawe oko.
– Mówiłem, że gdybyś nam od razu powiedziała, byłoby o wiele milej. – Wyszczerzył zęby w obłąkanym uśmiechu. – A to dopiero była rozgrzewka...
Jakaś młoda dziewczyna z pieprzykiem nad wargą i z długimi ciemnymi włosami zrobiła krok do przodu. Ręce skrzyżowała na piersi.
– Stanley, ona nic nam nie powie. – Zmierzyła ją ostrym spojrzeniem i dodała: – Użyj naszej drugiej metody. Postaraj się bardziej.
Twarz Stanleya wykrzywiła się w uśmiechu, w którym kryło się coś jeszcze prócz radości z możliwości czynienia zła. Jenny wyczuwała w tym geście coś... osobistego. Ale nie zdążyła dłużej się nad tym zastanowić, bo chłopak znowu nią szarpnął za kark. Wtedy dopiero zorientowała się, że trzyma coś w ręku. Zamoczył ostre narzędzie w fiolce napełnionej krwistoczerwoną substancją. Następnie wymierzył go w stronę jej szyi. Kropelka trucizny kapnęła na ramię Jenny, a ta syknęła z bólu. Ciecz zaczęła zżerać jej skórę, tworząc niedużą ranę.
– A więc jeszcze raz: powiesz nam, gdzie jest to, czego chcemy, czy chcesz może to na sobie wypróbować? – kiwnął znacząco na lekko dotykający jej krtani nóż.
Przełknęła głośno ślinę, odmawiając słowa modlitwy. Jeszcze nigdy się tak nie bała. Nie mogła liczyć nawet na najmniejszą szansę ocalenia. I jeszcze ten głos w jej głowie. Wciąż nakazywał jej, co ma robić, a ona nie potrafiła mu się przeciwstawić. Tak jakby ktoś kierował jej ruchami i kontrolował wszystkie zamiary. Przeraziła się tą myślą.
– Nie mam nic, czego państwo szukają – wychrypiała przez ściśnięte gardło.
Stanley skrzywił się z ogarniającej go furii. Uniósł rękę w gotowości do ataku, a ostrze zabłysło nikłym światłem. Jenny przymknęła oczy, spodziewając się ciągu dalszego.
Wtem rozległy się hałasy tłuczonego szkła. Wszyscy odwrócili się w stronę źródła zamętu. Jen uchyliła powieki i zadrżała, kiedy zobaczyła, iż pomieszczenie zapełnia się kolejnymi bandziorami. Wskoczywszy do środka, od razu rozpoczynali walkę z czarnymi. Byli to wojownicy znacznie różniący się od czarnych ludzi. Świadczył o tym nie tylko ich strój, ale również ich technika walki. Napastnicy Jenny, z tego co zdążyła dziewczyna zauważyć, odznaczali się wielką brutalnością, a na niektórych twarzach malowało się nawet rozbawienie i satysfakcja, kiedy wymierzali ostrza w klatki piersiowe adwersarzy...
Stanley zajął się jednym z przeciwników, dlatego skorzystała z okazji, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Z ogromnym wysiłkiem wstała z podłogi. Dopiero teraz dostrzegła wielką plamę krwi na jej powierzchni. Lekko pochylona, powędrowała w stronę schodów prowadzących na strych. Odetchnęła z ulgą, korytarz był całkiem pusty. Prędko rzuciła się na stopnie, ale drogę zastąpiła jej jakaś dziewczyna. Jen szybko ją rozpoznała. To była ta sama kobieta, która poradziła Stanley'owi inne rozwiązanie jej milczenia. W mgnieniu oka zamachnęła się nożem, nim Jennifer zdążyła jakkolwiek zareagować.
Wydała z siebie przeraźliwy krzyk, kiedy trucizna na nożu zaczęła wypalać jej skórę. Wyczuła obok jakiś ruch. Z niesamowitą szybkością ktoś złapał kobietę za rękę, odciągając ją od Jennifer. Zdążyła tylko zauważyć około trzydziestopięcioletniego mężczyznę z lekkim zarostem na twarzy. Nie oglądając się dłużej za siebie, popędziła na górę. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, w nadziei, iż żaden z bandziorów nie dostanie się do środka. Usiadła w kącie, podkulając nogi.
Miała wrażenie, jakby znalazła się w samym środku jakichś sporów. Jakby sprawy dziejące się na dole nie dotyczyły tylko jej, ale i obu stron wojowników. A teraz wszystko naraz zostaje rozwiązywane, tak przy okazji. Nie podobało jej się to. Wcale, a wcale.
Usłyszała dźwięk wywarzanych drzwi. Do pomieszczenia wkroczył chłopak w czarnym ubiorze. Na twarzy malowała się szaleńcza radość, wręcz chęć mordu. Na czole wypłynęło mu kilka kropel potu, zwilżając włosy na czubku głowy. Jenny uznała, że nie są to naturalne włosy młodzieńca. Miał bardzo delikatną, bladą cerę, która z pewnością nie pasowała do ciemnej fryzury. Oceniła, iż wcześniej był on blondynem.
Na widok wyrazu jego szarych oczu, ciężko przęłknęła gulę w gardle. Nagle zdała sobie sprawę z powagi całej sytuacji.
Wówczas w jego dłoni coś zalśniło...
Wszystko działo się w bardzo szybkim tempie. Jenny nie zdążyła się wystarczająco przestraszyć, gdy do pokoju wtargnął kolejny młody chłopak. Odciągnął tamtego i przycisnął go do ściany z nieopanowaną siłą. Czarny próbował mu się wyrwać, machał bezradnie ręką, w której trzymał nóż, ale jego rywal powstrzymał ją i z łatwością wyrwał z niej narzędzie. Włożył go w klatkę piersiową. Napastnik Jen otworzył szeroko oczy, szykując się do upadku. Jeszcze zanim jego ciało bezwładnie rozłożyło się na podłożu, ostatkiem sił pociągnął ręką wroga po jego ramieniu. Ostrze przebiło skórę „wybawcy” Jenny. Krew trysnęła z podłużnej, cienkiej rany. Przyłożył do niej rękę, jakby chciał powstrzymać krwawienie.
I wtedy spojrzał na Jennifer. Przełknęła z trudem ślinę, gdy ten zaczął się do niej powoli zbliżać. Dziewczynę niepokoiło to, iż w dłoni wciąż dzierżawił ostry przedmiot. Zaczęła się odsuwać, aż jej plecy natrafiły na chłodną ścianę. Czuła się bezradna, kiedy młodzieniec pokonywał kolejne kroki w jej stronę.
– Kim jesteś? – zapytała głupio, ale tylko to przyszło jej do głowy, żeby zyskać na czasie. Głos ledwo wydobył się z jej ściśniętego gardła, a drgania, które nim wstrząsały tylko podkreśliły jego słabość i kruchość.
Nieznajomy nic nie odrzekł, w milczeniu przykucnął obok niej. Wstrzymała oddech, gdy wyciągnął zdrową rękę, lecz całą we krwi tej drugiej. Popatrzyła niepewnie to na otwartą dłoń, to na niego, nie wiedząc, co począć.
– Podaj mi rękę – powiedział przyciszonym głosem.
Ciężko dyszał, najwyraźniej zmęczony nie tylko jedną walką z jeszcze przed chwilą żywym chłopaczkiem. Jenny poczuła jego oddech na swoich policzkach. Nigdy przedtem nie była tak blisko innego osobnika płci męskiej. To ją jeszcze bardziej zestresowało w całej zaistniałej sytuacji.
Nie zareagowała na jego prośbę. Nie wiedziała przecież, czy można mu zaufać, czy też nie. Co prawda, należał do wojowników w białych koszulkach, ale też nie była pewna, czy oni są jej sprzymierzeńcami albo kolejnymi wrogami. Chłopak jednak nie wyglądał groźnie, mimo zakrwawionej koszulki i wciąż sączącej się czerwonej cieczy z otwartej rany.
Po kilku wewnętrznych walkach, w końcu podała mu dłoń.
On natomiast złapał ją za przedramię i w skupieniu oglądał jej rękę. Poczuła delikatny dotyk jego palców, a po chwili nastał ból. Jęknęła gwałtownie. Nieznajomy spojrzał jej w oczy badawczo.
– Sprawia ci to ból?
Milczała. Patrzyła tylko jak młodzieniec około osiemnastu lat dalej kontynuuje obserwację rany. Dopiero teraz ją zauważyła. Zorientowała się, iż była to sprawka tej czarnej dziewczyny. Na samo wspomnienie jej wyrazu szaleńczego zadowolenia wzbierały nią dreszcze.
Przyjrzała się uważniej chłopakowi. Och, był naprawdę nieprzyzwoicie przystojny. I jakże ją kusiły czarne, krótko przystrzyżone włosy układające się w urocze fale. Ledwo się powstrzymała, by ich nie pogłaskać i nadać im odpowiedniego ładu. Twarz miał podłużną, zakończoną kwadratowym podbródkiem. Duże oczy czarowały swoim delikatnym, wręcz przezroczystym błękitem. Jenny stwierdziła, iż posiada piękne krzaczaste brwi, w tym momencie zmarszczone w skupieniu. Westchnęła głośno, niezbyt przytomna.
Podniósł na nią wzrok. Sięgnął do pasa, rozciągającego się wokół jego bioder i wyjął z niego okrągły czarny przedmiot. Podsunął go pod usta Jen.
– Wypij to – nakazał krótko.
Nie zastanawiając się długo, automatycznie wykonała polecenie. Oddała mu pojemniczek, pocierając wierzchem dłoni usta. W myślach już słyszała karcący głos babci, lecz natychmiast odpędziła ją z umysłu. Nawet babcia w takich okolicznościach zapomniałaby o manierach dam. W końcu wciąż nie wiedziała, co nieznajomy planuje z nią zrobić.
Poczuła się bardzo zmęczona, powieki zaczęły mimowolnie opadać. Nagle ból głowy dał się mocno we znaki. Przyłożyła dłoń do skroni, próbując je rozmasować.
– Ach... – sapnęła, kręcąc bezsilnie głową.
Ręka sama powędrowała w stronę ramienia młodzieńca. Wbrew jej woli paznokcie wbiły się w jego skórę. Usłyszała stęknięcie. Mimo to, nie odsunął ręki. Zirytowało to Jenny, ale nie mogła już zapanować nad swoim ciałem. Boleści przeszyły całe jej ciało. Wyginała się wpół, chcąc uciec od nieznośnych mąk.
Wtem... ból minął. Jen dyszała ciężko, a strugi potu pojawiły się na jej czole. Zrobiła się bardzo senna i jej oczy same się zamknęły. W tym samym momencie wokół zapadła głęboka ciemność.
I oto w końcu wstawiam część pierwszą. :) Mam dla Was jedno szybkie pytanie: chcecie zapowiedzi kolejnych rozdziałów czy wolicie poczekać na sam rozdział?
Czekam na odpowiedzi w komentarzach. :D
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę przyznać, że Twoje rozdziały są niesamowicie długie. Ja sama piszę zdecydowanie krótsze rozdziały, no po prostu lepiej mi się takie czyta ;)
Jako, że jestem potterhead zauważyłam podobieństwo tego tajemniczego przedmiotu w kształcie jaja do jaja, które wygrał Harry podczas turnieju trójmagicznego, no i głos, którego chciało się słuchać, to zdecydowanie przywiodło mi na myśl głos trytonów ;) Nie wiem czy kojarzysz Pottera ;> Czasami zapominam, że nie wszyscy ludzie są na tym punkcie tak zakręceni jak ja. Z tymi wizjami natomiast, nasunęło mi się podobieństwo z filmem/książką "Piękne istoty".
Dobra, przepraszam, już przestaję z tymi podobieństwami! ;]
Piszesz świetnie, nie będę Ci wytykać jakichś drobnych błędów, typu spacja przed przecinkiem... bo sama nie lubię, kiedy ludzie to robią u mnie na blogu ;)
Pozdrawiam, będę zaglądać :>
moodybrown.blogspot.com
Tzn, Pottera oglądałam, ale nie czytałam, a Pięknych istot wgl nie znam. Z pewnością na żadnych z tych dwóch utworów się nie wzorowałam, po prostu taki był mój pomysł. ;) Myśle, że na pewno w mojej powieści znajdziesz kilka podobieństw z innymi książkami, chociaż próbuję pisać jak najbardziej moją opowieść. Ale dzięki, że piszesz mi o tym. Wiem, że trudno będzie większość motywów w moim utworze zmienić, dlatego nie obiecuje, ale postaram się pisać oryginalnie. :)
UsuńDziękuję za zajrzenie i komentarz. ;;)
O to opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Masz ładny styl pisania, dobre, dokładne opisy, składne dialogi... Ogółem bardzo mi przypadło do gustu. Muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałam się z blogiem, którego akcja toczyła się w tamtych czasach, więc liczę ci to na plus za oryginalność. ;)To jajo musi być bardzo cenne i to musi być dla Jen duży ciężar, być za nie odpowiedzialnym. W końcu sama sobie tego nie wybrała, a jeszcze niedawno wiodła spokojne życie. A tu nagle napadają na nią jacyś złoczyńcy. Chociaż muszę ci powiedzieć, że ich polubiłam. A ten chłopak, który wylał na nią truciznę, wypadł tu niezwykle seksownie :3 Lubię go i mam nadzieję, że nic mu się nie stało, mimo, że pojawili się przeciwnicy.
OdpowiedzUsuńCóż, nie wiem czy dam radę przeczytać jeszcze jeden rozdział dzisiaj, a jeśli nie, to na pewno wrócę jutro. ;)
Dziękuję. :* Tak, to jajo rzeczywiście okaże się bardzo cenne, ale nie pod względem pieniężnym. Będzie ono obiektem porządania ludzi, którzy chcą zdobyć władzę i zniszczyć wrogów, lecz dla innych będzie to spełnieniem przepowiedni i znak od Najwyższej. Więc tutaj jajo dla każdego będzie miało inne znaczenie. Jeszcze nie raz pojawi się wzmianka o kryształowym jaju, aż w końcu dowiesz się, jaką tajemnicę ono kryje. :)
UsuńDzisiaj czytałam to trochę na szybkiego, bo bardzo chciałam dowiedzieć się czym było to coś co wręczył jej ten staruszek. Na początku myślałam, że skoro to jajo to zapewne smocze. Jednak widzę, że najprawdopodobniej się myliłam :D Widzę, że dobrze Ci idzie opisywanie takich rzeczy jak... Walka czy... tortury? Takie mam wrażenie, bo bardzo wyczerpująco to opisywałaś i tu masz kolejny plus. Uwielbiam czytać i pisać takie rzeczy. Dzisiaj już chyba nie zdążę przeczytać II rozdziału, bo obiecałam sobie, że skończę dzisiaj czytać książkę. Wpadnę jutro i przeczytam resztę C:
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz opowiadania fantasy to zapraszam do mnie: http://siewca-smierci.blogspot.com
Pozdrawiam
N.Baggins
Dziękuję.
UsuńI na prawdę lubię powieści fantasy, dlatego z pewnością wpadnę na twojego bloga. :)
Świetnie piszesz, Twoje opisy są rzetelne i wyraziste. Widać, że lubisz to co robisz. Jest też jedna rzecz, która mnie zadziwiła, mianowicie piszesz bardzo długie rozdziały, co mnie osobiście nie wychodzi za dobrze. I tak się właśnie zastanawiam jak wiele musisz chować pomysłów w swojej głowie. No, ale skoro mnie zaciekawiłaś, to już się mnie nie pozbędziesz. Pozdrawiam Chesshe.
OdpowiedzUsuńGratulacje! Zostałeś nominowany do Liebster Award! Więcej informacji na http://nadziejakrwawi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za nominację. :*
UsuńRozdział świetny :*
OdpowiedzUsuńTylko zastanawiam się, w którym wieku dzieje się akcja opowiadania...?
Pozdrawiam ;)
Będzie o tym dokładna wzmianka, w którym roku rozgrywa się akcja, lecz to w późniejszych, późniejszych rozdziałach. Natomiast już teraz mogę zdradzić, że jest to XVII wiek.
UsuńRównież pozdrawiam. :D
Bardzo ciekawy, treściwy rozdział. Widać, że nie ograniczałaś się co do długości, tylko po prostu spisałaś to, co spisać chciałaś. Bardzo płynnie się czytało; od razu mogę stwierdzić, iż pisanie w 3 osobie nie sprawia ci żadnego problemu (ja wciąż sie tego uczę. ;) ). Jen wydaje się nieco niedoświadczoną dwudziestolatką, niemal naiwną, no ale w tamtych czasach wydaje mi się to całkiem naturalne. Kobiety nie były jakoś bardzo wykształcone. Muszę Ci przyznać, że najbardziej zaciekawiło mnie wzmianka o tym, że Jen jest za słaba, by pisac książki. ;> Naprawdę frapujące, musisz nam to niedługo wyjaśnić! Szablon bardzo ładny, pasuje klimatycznie do opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, dodaję do obserwowanych, Arachne
http://kroniki-skazancow.blogspot.com
Chociaż czytałam Pottera, wcale nie miałam z nim skojarzeń. Czytając opis przedmiotu, od razu pomyślałam o Carskich Jajach. Są takie piękne, uwielbiam je <3 I właśnie tak myślę o tajemniczym podarunku Jen.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o bohaterów, to jestem bardzo ciekawa tego Czarnego, jeśli mogę tak go nazwać... Przez połowę rozdziału wyobrażałam sobie jego farbującego sobie włosy i nie mogłam się skupić c;
A ten drugi, który "był naprawdę nieprzyzwoicie przystojny".. Wyczuwam romans <3
W każdym razie - chylę czoła, nadal nie dorastam Ci do pięt.
Obserwuję. Czekam na następny rozdział c;
http://niemozliwezycie.blogspot.com
Witaj! :D Jestem świeżo po prologu, który był bardzo tajemniczy, a tym samym dobrze napisany, więc nie mogę nie przeczytać rozdziału pierwszego ;3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jeśli będę nieznośna, ale zauważyłam mały błąd logiczny w "Do tego mają czwórkę dzieci – dwóch prawie dorosłych synów i dwoje młodszych, w tym jedną dziewczynkę." - zrozumiałam, że ma czwórkę dzieci dwóch dorosłych synów i dwoje młodszych (również synów - na to wygląda), w tym jedną córkę :D
W ogóle, to strasznie mi się podoba, że akcja dzieje się w przeszłości *_* w czasach sukien, dorożek... Uwielbiam te klimaty, więc za to duży plus! A te jajo-lustro jest strasznie podejrzane... na początku myślałam, że nie będzie to fantasy, ale chyba jednak jest <3 Podobają mi się też opisy sytuacji, są bardzo szczegółowe ;3 me guustaa <3 I ta scena z kobietą i mężczyzną... czy to była historia jakiejś nieszczęśliwej miłości? Duchy? Hmm.. przepraszam, że to wszystko tak bez ładu i składu, ale odzwyczaiłam się komentować, a jak teraz wracam, to znowu piszę komentarz i czytam jednocześnie, więc wychodzi z tego paplanina odrębnych myśli :D Może lepiej będzie, jesli wszystko przeczytam do końca i dopiero wtedy wezmę się za pisanie.
OK! *.* Kurcze, najpierw strasznie mi brakowało dialogów, ale jakoś przeżyję ze względu na "coś osobistego" w oczach tego miłego sadysty ^.^ Hihihi, wieeem, jak się te historię koończąą <3 <3 Od zawsze kibicuję czarnym charakterom, złym chłopcom i miłości z góry uznanej za nieszczęśliwą :') takietam XD
W każdym razie jestem bardzo ciekawa, do czego doprowadzisz tą historię i te wszystkie wydarzenia, których było strasznie dużo w międzyczasie ;** Trzymam kciuki i życzę mnóstwo weny! I obserwuję! <3 Tak się składa, że ja też niedawno powróciłam do blogsfery z nowym dziełem, więc będzie mi szalenie miło, jeśli w wolnym czasie zajrzysz ^--^ http://pociagiem-przez-portal.blogspot.com/ Jeszcze raz pozdrawiam i czekam na NN!
~Lady Alexandra
Ach, długo się zastanawiałam nad tymi dziećmi i myślałam, że będzie dobrze – dwoje młodszych dzieci, w tym dziewczynkę – w tym kontekście... Nie wiem, chyba rzeczywiście w tym pokręciłam... :)
UsuńDzięki za uwagi i pochwały. A na bloga na pewno wpadnę, jak znajdę wolną chwilę. :D
Dużo się dzieje, a niewiele wiem. Podziwiam opisy akcji i uczuć, ale nadal nie wiem do czego tę powieść przypasować. A może wcale nie powinienem jej przypasowywać? Może takie szufladkowanie byłoby dla tej powieści czymś krzywdzącym? Być może nie ma ona miejsca akcji rzeczywistego, ani czasu jaki istniał, może wszystko jest wytworem twojej wyobraźni i pomimo sukien, kobiet, którym nie przystoi chodzić w koszulach zaraz mi wyskoczysz z karabinem maszynowym, albo telewizorem plazmowym, co? Szczerze gdyby tak było, to z początku zapewne przeżyłbym nie mały zawód, ale może potem docenił taki zabieg artystyczny.
OdpowiedzUsuńCo zaś tyczy się opowiadania z początku gdy opisujesz rodzinkę kuzynki głównej bohaterki, to brzmi tak jakby mieli dwóch synów starszych i jeszcze dwóch młodszych i do tego jeszcze dziewczynkę, ale wszystkich razem jest czwórka - ja jestem kiepski z matmy, ale tutaj mi logiki niby nie zabrakło, ale jest tak pokrętna, że gdyby zdanie było dłuższe to bym się w nim nie odnalazł, ale każdemu się zdarzają takie banialuki.
Jajeczko które pokazuje... przeszłość? Być może historie, która wydarzyła się naprawdę, i którą babcia dziewczyny spisała?
Cenzura "od 16 lat" mnie rozbawiła, ale nie wiem czy taki miałaś zamysł xD
Kolejna sprawa to scena walki, która wprowadziła zamęt i zakłopotanie, bo przez nią nie wiem co do czego i z czym zjeść i chyba to rozwiązuje się później, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Co do pisania i zżycia się z bohaterami, to jest fakt - mnie np ciężko było skrzywdzić kogoś kogo od początku planowałem ukrzywdzić, ale po 50 rozdziałach się z tym kimś zwyczajnie zżyłem, polubiłem, zaakceptowałem i uśmiercić takiego kogoś było mi niezwykle ciężko.
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com