7 stycznia 2015

Rozdział II

Kiedy z trudem otworzyła oczy, wszystko wyglądało jak obraz za mokrą szybą od deszczu. Zamrugała kilka razy, aż widok pokoju stał się wyraźniejszy. Podniosła głowę. Ból, jaki dał o sobie znać, wcale nie ułatwiał odtworzenia w pamięci zdarzeń z poprzedniego lub sprzed kilku dni. Nie miała pojęcia, jak długo spała. Za to była pewna, że umknęło jej coś bardzo ważnego, przez co czuła straszliwą pustkę. Dopiero teraz spojrzała na stłuczoną szklankę, która prawdopodobnie wcześniej była napełniona wodą. Rozsypane odłamki szkła odbijały światło słoneczne i wyglądały przy tym jak prawdziwe brylanty. 
Właśnie. Jak brylanty...
Potarła skroń wierzchem dłoni i włożyła wiele wysiłku w to, by wstać z wielkiego łoża. Świat przez chwilę wirował przed jej oczami, wydała z siebie cichy okrzyk, kiedy utraciła równowagę i spadła z powrotem na łóżko. No, no, babcia nie będzie zadowolona, gdy zobaczy ją w takim stanie. Zaraz, zaraz! Przecież Georgina wyjechała do krewnych! Jenny uśmiechnęła się sama do siebie, zadziwiona drętwym stanem swojego umysłu. Uderzyła się mocno w twarz, by oprzytomnieć. Tego również starsza pani by nie pochwaliła, ale Jen trochę to pomogło. Rozejrzała się. Znajdowała się w swojej sypialni. Nie było w tym nic dziwnego, ale mimo to zmarszczyła niepewnie czoło. Przeczuwała, że coś było nie w porządku. Już same kryształki stłuczonego kieliszka nie zapowiadały niczego dobrego.
Jej wzrok przykuł talerz ze smakowicie wyglądającymi ciastkami. Obok stała szklanka z jakimś napojem. Nie podejrzewając w tym nic niezwykłego, upiła łyk czerwonej cieczy i oblizała usta ze smakiem. W końcu odłożyła z hukiem pustą szklankę na swoje pierwotne miejsce, po czym wstała i podeszła do niewielkiego lusterka zawieszonego na ścianie. Kiedy zobaczyła swoje odbicie, przeżyła ogromny szok. Potargane włosy sterczały we wszystkie możliwe strony świata, a Jen nie zdziwiłaby się, gdyby jakiś ptak usadowił się na jej głowie, biorąc jej czuprynę za gniazdo. Podkrążone ciemne oczy były niezbitym dowodem jej marnego stanu fizycznego oraz zmęczenia, które odczuwała, mimo snu. Posiadała delikatne, pełne usta, co często wywoływało u innych dam spojrzenia pełnych zazdrości i babcia nieraz wspominała, jaką jej wnuczka jest szczęściarą. Ale teraz były one wysuszone, a dolna warga eksponowała brzydkie rozcięcie z zaschniętą krwią. Dotknęła swojej twarzy, uważając na posiniaczone miejsca. Wstrzymała oddech, bo wyglądała okropnie, delikatnie mówiąc. Skąd te siniaki? Nie wierzyła, że aż tak mocno się spoliczkowała, by zostawić po tym sinofioletowe ślady i skaleczoną wargę. Nie chciała nawet myśleć, co by powiedziała jej babka. Odwróciła się od lustra.
Wtem jej umysł odtworzył wszystkie obrazy z wydarzeń z poprzedniego dnia, zresztą sama nie potrafiła określić, ile czasu minęło, nim odzyskała przytomność. Tym razem otoczyła pomieszczenie podejrzliwym wzrokiem. Wokół panowało niewinne milczenie. Jenny wybiegła na korytarz, rzuciła się do każdych kolejnych drzwi, sprawdziła pośpiesznie wszystkie pokoje. Nie myślała nawet o bałaganie, jaki tam zostawiła – porozrzucana pościel, pootwierane szafy, nie wspominając już o zamykaniu za sobą drzwi. W żadnym jednak nie znalazła niczego podejrzanego. Bez namysłu pobiegła schodami na strych, podniosła wieko skrzyni, upewniając się, czy kryształowe jajo jest bezpieczne na swoim miejscu. Odetchnęła z ulgą, kiedy spod materiałów błysnęła na nią znajoma smuga światła. Jednocześnie ogarnął ją strach, w końcu od tego wszystko się zaczęło. Westchnęła i przymknęła klapę skrzyni.
Przechodząc przez pokój gościnny, wzdrygnęła się, rozpoznawszy miejsce, gdzie została napadnięta przez bruneta. Jeszcze widziała wyraźnie jego oczy pozbawione choćby najmniejszego błysku litości. Odruchowo przyłożyła palce do policzka. Przyłapała się na tym odruchu, więc pośpiesznie oddaliła się od tego kąta.
Jej spokój zagłuszył jakiś cichy hałas z korytarza za kuchnią. Ledwo go dosłyszała, ale była pewna, że ktoś rzeczywiście przebywał w jej domu. Wkroczyła do kuchni i po cichu wyjęła najostrzejszy nóż, tak na wszelki wypadek. Przycisnęła go kurczowo do piersi i trzymała tak mocno, aż pobielały jej kłykcie. Przesuwała się wzdłuż ściany, z trudem łapiąc powietrze. Bała się tego, co może zobaczyć tuż za sobą i że będzie musiała w najgorszym wypadku użyć noża. Nie przygotowała się jeszcze do tego. Do zabicia człowieka, nawet w samoobronie. Szybko zmówiła modlitwę do Boga. Kiedy już skończyła, trochę się zawstydziła, że podczas modlitwy wciąż miała przy sobie ostre narzędzie. Nie zdziwiłaby się, gdyby Bóg nie zechciałby dopomóc jej, planującej zabójstwo drugiego człowieka. Wypuściła ciężko powietrze i szybko uskoczyła w bok.
Kilka kroków dalej na podłodze kucał lekko pochylony młodzieniec. Czemuś się najwyraźniej przyglądał. Nie widziała, co to było. Kiedy dostrzegł Jenny, powoli wstał z podłoża. Jenny uniosła wyprostowane ręce, dzierżawiąc w nich ostry nóż. Nakazała sobie zachować spokój i stanowczość. Nie chciała, by chłopak wyczuł w niej lęk i stres, bo to tylko podziałałoby na jej niekorzyść. Tymczasem podniósł on dłonie w obronnym geście. Dziewczynę zdziwił niezmieniony wyraz jego twarzy – wciąż wyrażała zaskoczenie. Jen spodziewała się, iż gdy zagrozi mu nożem, przynajmniej na chwilę okaże się równie zlękniony, co ona. To ją wyprowadziło z równowagi.
Rozpoznała go, to był ten sam chłopak, którego widziała przed straceniem przytomności. Włosy bruneta wciąż sterczały w uroczym nieładzie, a jego oczy posiadające hipnotyzującą głębię, jakiej jeszcze nigdy nie widziała u żadnego innego człowieka, skrywające tyle tajemnic i sekretów, skierowane teraz były na nią samą.
– Kim jesteś? Co tu robisz? – zapytała, nie opuszczając rąk.
– Spokojnie... – rzekł kojącym tonem, powoli zbliżając się w jej kierunku.
– Stój! – krzyknęła tak gwałtownie, że drgnął z zaskoczenia. – Nie zbliżaj się do mnie.
– Dobrze – przytaknął, dając za wygraną. Wiedział, że jeżeli się nie zastosuje, tylko zdenerwuje tym dziewczynę.
Jennifer rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając jego towarzyszy. Gdyby było ich więcej, z pewnością miałaby kłopoty. Ale na szczęście nikt się nie zjawił. Był sam.
– Kim jesteś? – powtórzyła raz jeszcze wcześniej zadane pytanie. Jej ręce momentalnie stały się mokre i musiała mocniej ścisnąć nóż, by się z nich nie wyślizgnął.
– Spokojnie. Odłóż nóż – mówił opanowanym tonem, ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku.
Kiedy delikatnie opuścił dłonie, mocniej wyprostowała ręce, mierząc w niego, niezbyt dobrze, czubkiem ostrza. Zignorowała jego słowa, przecież nie będzie słuchała człowieka, którego właściwie wcale nie znała, który wcześniej próbował ją otruć jakimś napojem, zabił bez skruchy swojego wroga, a teraz jak gdyby nigdy nic przebywał w jej domu, rozglądając się. Nie zamierzała po raz drugi popełniać tego samego błędu i bez żadnych podstaw zaufać temu człowiekowi. Usiłowała przybrać wygląd zdecydowanej i pewnej siebie, dlatego zrobiła krok naprzód.
Z trudem znosiła jego przenikliwe spojrzenie. Nie mogła nic odczytać z jego twarzy, dlatego też nie wiedziała, co ma dalej zrobić. W pomieszczeniu zapadło niezręczne milczenie. Jen skrzywiła się pod wpływem tego napięcia. Mimo to czekała dalej. Nie miała pojęcia na co, ale wydawało jej się to odpowiednie.
– Dobrze – głos nieznajomego wyrwał ją z namysłu i jednocześnie przerwał niemiłą ciszę. – Zrób to, co chcesz zrobić. Po prostu zabij mnie.
Jen wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Szczerze się tego nie spodziewała.
– C-co?
– Powiedziałem: zabij mnie.
– Nie rozumiem...
– Po prostu wbij mi nóż w pierś. Tam, gdzie jest serce. – Dostrzegłszy jej zamieszanie, dodał: – Jeśli nie chcesz dać mi szansy, to na co jeszcze czekasz? Chyba po to trzymasz nóż... Zgadza się?
Jenny zrobiło się gorąco i duszno. Nie chciała wykazać się jako słaba dziewczyna. Zamknęła oczy, usiłując się uspokoić. On działa odwróconą psychologią. Mówił tak, by tylko zbić ją z tropu i rzeczywiście odwieść ją od tego, co zamierzała.
Podeszła do nieproszonego gościa. Przypomniała sobie to niezręczne doznanie, jakie ogarnęło ją wtedy, gdy chłopak po raz pierwszy był przy niej tak blisko. Bowiem nigdy wcześniej żaden młodzieniec nie zbliżył się do niej na równie małą odległość. W końcu dzieliło ich już tylko kilka centymetrów, a Jenny wyczuwała ciepło bijące z jego ciała. Nie słyszała jednak rytmu jego serca i nie wiedziała, czy w tym momencie wstrzymał oddech, czy tylko czekał.
Widok smutnej babci i jej oczu pełnych współczucia powrócił do niej jak echo w lesie. Jako mała dziewczynka nie przykuwała dużej uwagi do tego, co Georgina usiłowała jej przekazać. Nie pojmowała, że niebo stało się domem jej rodziców, toteż wciąż wypytywała staruszkę o ich powrót. Teraz wszystko stało się dla niej jasne, jakoby słońce w końcu wygląda zza chmur i przegania cienie, rozświetlając cały świat, tyle w jej przypadku upragnione światło nie przyniosło ukojenia ani szczęścia. Wciąż nie potrafiła pogodzić się ze świadomością, że kiedy ona beztrosko bawiła się porcelanowymi lalkami, urządzając dla nich przyjęcie, jej rodzice ginęli od mieczy, na które źli ludzie nadziewali ich bezwładne ciała.
Stojący przed nią chłopak być może również posiada rodzinę i kochających go ludzi. Czy potrafiła zrobić to samo, co tamci ludzie? Czy potrafiła odebrać młodzieńcowi rodzinę, a jego rodzinie? Czy była zdolna do tego, by zdecydować o zakończeniu jego życia? Naprawdę mogłaby stać się taka jak ci źli ludzie i odebrać komuś SZANSĘ?
Zacisnęła powieki i wciągnęła gwałtownie powietrze. Uniosła ostre narzędzie, prosząc jednocześnie Boga o przebaczenie. Tak bardzo chciała, by ją zrozumiał i kiedyś, mimo jej czynów, przygarnął do siebie. Ogarnięta wyrzutami sumienia, zamachnęła się nożem...
Nie mogła uspokoić nierównego oddechu. Ręce jej się trzęsły, a serce galopowało jak oszalałe. Minęło kilka sekund, które zdawały się wiecznością, nim znów otworzyła oczy. Ostra końcówka dotykała jego piersi, lecz nie potrafiła jej pchnąć głębiej.
Nieznajomy dotknął jej zaciśniętej dłoni na narzędziu, powstrzymując jej drżenie, i delikatnie ją opuścił. Jenny nie protestowała. Było jej już wszystko jedno.
– Wiedziałem, że tego nie zrobisz – szepnął triumfująco. – Choć przyznaję, przez chwilę w to zwątpiłem.
Ciepłym oddechem poruszał jej kosmykami włosów. Jenny odsunęła się od niego. Nadal nie upewniła się, jakie ma zamiary, a jego bliskość wytrącała ją z równowagi. Przypadkiem nadepnęła obcasem o skrawek łososiowo-białej sukni. Dopiero teraz zauważyła, jak okropnie wyglądało jej ubranie. Było całkiem ubrudzone i poszarzałe, a do tego tak podarte, jakby właśnie wróciła z wojny. Uświadomiła sobie, że nie zmieniła go od poprzedniej nocy i że nie doprowadziła swoich włosów do porządku. Nagle poczuła się niekomfortowo. Ogarnął ją wstyd. Zdawała sobie sprawę, jak skomentowałaby to jej babcia, która zawsze ją uczyła, iż poranna i wieczorna kąpiel, zmiana odzienia i uczesanie włosów to podstawa każdego dnia. Prawdziwa dama nigdy nie zaniedbałaby takich pierwszorzędnych obowiązków.
Dotknęła odruchowo swojej głowy. Odstające kosmyki fryzury połaskotały jej koniuszki palców. Spróbowała chociaż otrzepać swą sukienkę, lecz bez żadnych skutków. Plamy nie dawały za wygraną i wciąż bezczelnie bezcześciły jej piękny strój.
– Wyglądasz okropnie – skomentował chłopak, podnosząc coś z podłogi i chowając do szerokiego pasa na jego biodrach.
– Powie mi pan w końcu, kim jest?
– Daniel. Daniel Greyman. – Wyciągnął rękę w jej stronę. Ona natomiast zmierzyła go wzrokiem i po lekkim wahaniu podała mu swoją. Czekała, aż chłopak ucałuje jej dłoń, zgodnie z dobrymi manierami, ale nic takiego się nie wydarzyło.
– A więc tak się witacie... – Spojrzała na niego z zaskoczeniem i mimowolnym rozczarowaniem. A zresztą czego się spodziewała po takim typku?
– Ach, przepraszam panienkę bardzo. – Pochylił się i złożył pocałunek na jej dłoni. – Teraz dobrze?
– Jennifer Morris – odparła, nie siląc się nawet na uśmiech.
Chłopak, jakby zapomniał już o dziewczynie, powrócił do swoich zajęć. Rozglądał się po pomieszczeniu. Kiedy dotykał w zamyśleniu odłamków stłuczonego szkła, Jenny poczuła się głupio i trochę niezręcznie, stojąc tak na środku korytarza jak idiotka. Dlatego też postanowiła podjąć kolejny temat.
– Dowiem się, co waść robi w moim domu?
– Chyba sama się powinnaś domyślić – rzucił takim tonem, jakby uważał ją za mało inteligentną. – Poprzedniego dnia wieczorem doszło do włamania. Nic ci to nie mówi?
Jenny nadal nic nie rozumiała. Popatrzyła na niego niepewnie, marszcząc brwi. Nie wyglądał na strażnika. Przede wszystkim był za młody. Poza tym jego ubiór nie był adekwatny do tych przypuszczeń, dlatego Jen jeszcze bardziej poczuła się zamieszana.
Strażnicy w Kosch Dill odpowiedzialni byli za pilnowanie ładu i porządku prawnego. Zawsze, kiedy dochodziło do złamania prawa, mieli za zadanie dociec, kim był przestępca i wymierzyć odpowiednią karę. Straż dzieliła się na miejską i nocną. Ta pierwsza znajdowała się w specjalnym biurze, gdzie mieszkańcy się zgłaszali, jeśli doszło do przestępstwa. Natomiast strażnicy nocni przechadzali się po mieście późną porą, dopilnowując ładu, w tym zachowania ciszy nocnej.
– Cóż, najbardziej zastanawiasz mnie ty – nagle zwrócił się do Jen, przy okazji wywołując na jej twarzy widoczne zaskoczenie. – Nie znałaś tamtych kolesi. Nie wiesz, czego od ciebie chcieli?
Zamiast „nie”, w odpowiedzi Jenny wydała z siebie dość dziwny dźwięk, wciąż miała ściśnięte lękiem gardło.
– Posłuchaj, ja nie zrobię ci niczego złego, dobra? – Uśmiechnął się tajemniczo, a przynajmniej tak się Jen wydawało. – Zaufaj mi.
Ruszył przodem, aż dotarł do pokoju gościnnego. Przykucnął w miejscu, gdzie Jenny została napadnięta poprzedniego dnia. Przejechał palcem po ścianie pokrytej śladami krwi. Jenny zobaczyła wyschniętą, czerwoną kałużę na podłodze, obok Daniela. Zrobiło jej się niedobrze, więc odwróciła wzrok. W milczeniu obserwowała, jak ciemnowłosy przeglądał jej rzeczy.
Dziewczynę ogarnął nagle niewyobrażalny ból, wręcz paraliżujący jej drobne ciało. Okropna rana na ramieniu zaczęła ją parzyć. Przywarła do chłodnej ściany, przyciskając mocno ramię w miejscu pieczenia blizny. Daniel w tym czasie zajęty był przeszukiwaniem pobliskich szafek. Kiedy usłyszał wrzask, prędko odwrócił się w jej stronę. Widząc ledwo trzymającą się na nogach dziewczynę, natychmiast podbiegł do niej. W ostatnim momencie uchronił ją przed upadkiem. Wziął ją w ramiona z taką lekkością, jakby nic nie ważyła. Być może miał duże doświadczenie w ratowaniu dam z opresji. Wyciągnął jakiś przedmiot zza pasa i począł wywijać nim w powietrzu. Jenny dostrzegła materializującą się falistą powłokę. Tworzyły ją kolorowe, ułożone chaotycznie plamy, które powoli na siebie nachodziły. Przypominało to ruch niewielkiego jeziora, nabierającego podłużnego kształtu. Słyszała odległy głos Daniela, choć wiedziała, że był tuż przy niej, czuła nawet przyspieszone bicie jego serca na swoim policzku. Słowa zlewały się ze sobą i Jenny nie potrafiła ich rozróżnić ani zrozumieć.
Powieki stawały się coraz cięższe, a Jen traciła kontakt z rzeczywistością. Ostatnie, co zobaczyła, to unosząca się powierzchnia, w którą zabrał ją Daniel.

Rozdział w końcu się pojawił. Wiem, że trochę to potrwało, ale obawiam się, że kolejne posty również będą ukazywać się dopiero po około dwóch tygodniach. Wybaczcie, jednak chyba lepej z góry Was o tym powiadomić, abyście wiedzieli, kiedy można wyczekiwać newsa.
Zapraszam do komentowania, nawet z uwagami. Każda Wasza opinia czyni mnie lepszą w pisaniu, a przynajmniej taką mam nadzieję. ;D
Do następnego.

9 komentarzy:

  1. Świetnie! Oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc przybyłam, żeby skomentować ponownie. :) Ten rozdział mnie zaskoczył. Dlaczego Daniel chciał jej się dać zabić? Nie zrozumiałam tego momentu. Przecież na pewno jest od niej duży silniejszy i nie ma powodu, dla którego mógłby się przed nią poddać. No ale cóż, to mógł najzwyczajniej być jakiś podstęp. I jeszcze ta końcówka, już ie rozumiem czy Jen mdleje z bólu czy z czegoś innego. Albo tak być, albo ja czytam to jakaś zdezorientowana. :c Coraz więcej pytań. No i kim jest Daniel? Wydaje się tajemniczy. Zauważyłam też zmiany w jego zachowaniu, czy powinnam to brać pod uwagę, czytając następne rozdziały? :) Które mam nadzieję, pojawią się szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. :) To jego zachowanie zostanie wyjaśnione w kolejnych rozdziałach, być może już w następnym. Jen nie do końca zemdlała z bólu. Owszem, najpierw go odczuwała tak silnie, że traciła kontakt z rzeczywistością. Ale stracenie przytomności to kolejny objaw zatrucia, jak to nazwała Jenny, lecz co to tak na prawdę było, dowiesz się w następnym, czyli w III rozdziale.
      Rozumiem, że trudno to wszystko na razie zrozumieć, bo jest tak poplątane, coś ciągle się dzieje. I o to mi chodziło. Ale nie martw się, z kolejnymi rozdziałami na pewno zrozumiesz, a przynajmniej postaram się to wszystko dobrze wyjaśnić. ;)

      Usuń
  3. Aaale ja jestem zjebana ;_; :D Skomentowałam pod rozdziałem pierwszym i nie zauważyłam, że już od jakiegoś czasu jest opublikowany również drugi XD (ktoś tu zapomniał wpisać go do spisu treści!) Kurcze kurcze... no może jednak zmienię wybór kandydata na męża dla naszej głównej bohaterki. Wszystko wskazuję na chemię między nimi :3 mrymrymry... Też tak myślałam, że go nie zabiję. Chyba nie jest na tyle odważna, a zresztą po co miałaby zadźgać gościa, który ją uratował? O_O I coś w jego zachowaniu mnie zastanawia... Może jest wysłannikiem przyszłości? Czy ma coś wspólnego z tą "dziwnie" (współcześnie?) obraną kobietą? Hm, hm, hm... No patrz, jak mi namieszałaś :D Teraz to ja już nic nie wiem :<
    Mimo to, czekam na kolejny rozdział i teraz już postaram się wiedzieć który to który XD (wraz z poprzednim komentarzem straciłam wenę i dlatego teraz tak krótko :') Przepraszam!
    Buziaki,
    ~Lady Al

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jenny raczej myślała pochopnie, pierwsze co jej przyszło do głowy, to "zabezpieczenie się". Po tym, co przeszła już wcześniej, jak ją tamci ludzie torturowali, chciała chociaż mieć szansę obrony. A kiedy zobaczyła nowego chłopaka, który wcześniej uratował jej życie (a nie miał żadnego powodu, by to robić), kto wie, czy rzeczywiście nie chciał jej zrobić krzywdy. W końcu, obu stronom mogło na jednej i tej samej rzeczy zależeć, nie tylko "czarnym ludziom". :) Stąd też myśli Jenny o zabiciu chłopaka, ale muszę przyznać, że dobrze zauważyłaś, to nie było zbyt mądre i przemyślane. I właśnie o to mi chodziło, w szoku ludzie nie myślą racjonalnie, co im się nasunie na myśl, to robią. :D

      Spis treści, moja wina, rzeczywiście nie zaktualizowałam. Już się za to biorę. ;)

      Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  4. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten rozdział. O wiele bardziej niż pierwszy. Muszę jednak przyznać, że w pewnym momencie Jen zachowała się wyjątkowo płytko i nielogicznie. Rozumiem, że ta sytuacja wyraźnie ją przerosła, naprawdę!, ale kurde normalny człowiek nie zastanawia się od razu czy zabić rabusia. To znaczy ja najpierw bym się niemało przestraszyła, a potem zaczęła grozić czy coś z tych rzeczy, jednak wątpię, bym modliła się o wybaczenie, gdybym jakimś cudem zamierzała zabić człowieka. To chyba jedyna sprawa, która mi nie pasowała. Jestem ciekawa, jak potoczą się losy Jen i Daniela. Tak myślałam, że facet jest kimś poważniejszym, kiedy pojawił się po raz pierwszy. Wiesz, ta bliskość, głębokie spojrzenie i zmierzwione włosy równają się ciachu, w którym zakocha się główna bohaterka. ;) Przede wszystkim nurtuje mnie jednak to tajemnicze jajo na strychu Jen no i sam Daniel. Kim może być? Pierwsze, co mi przyszło na myśl to to, że teleportowali się do jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Ciekawie, nie powiem, ciekawie. Pozostaje czekać mi na następny rozdział. ;)
    Pozdrawiam, Arachne

    http://kroniki-skazancow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to mi chodziło - o pokazanie, jak idiotycznie zachowała się pod wpływem szoku i strachu główna bohaterka. Pierwsze, co jej przyszło na myśl, to obrona (po tym, jak ją potraktował "czarny" człowiek, bała się, że chłopakowi może również zależeć na tej samej rzeczy i może zrobić to samo, co czarny). Jej postępowanie i myślenie nie było racjonalne, bo dużo przeżyła. :) Więc tutaj się zgadza, bardzo dobrze zauważyłaś. :)
      A, i ta modlitwa również miała być niezbyt, hm, normalna, bo ona raczej nie potrafiła w tamtej chwili jakoś na spokojnie wszystko przemyśleć, więc wróciła się do modlitwy. :D

      Bardzo dziękuję za opinię i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Hej :D
    Bardzo ciekawi mnie kontynuacja historii Jen, co ta za jajo, które znalazła i po co przyszli tamci goście :) Czekam na nast. i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń